Właśnie wróciłam ze szpitala i od razu muszę gotować, żeby mąż się nie złościł…

Spread the love

Chyba nadszedł czas, aby zakończyć te relacje.

Poznaliśmy się w pracy, czasami się mijaliśmy, wymienialiśmy pozdrowienia, ale między nami nie było żadnych, nawet przyjacielskich relacji. Jednak na firmowym spotkaniu nawiązała się między nami rozmowa. Tak bardzo się sobą zainteresowaliśmy, że zaczęliśmy się spotykać.

Nasz związek był raczej luźny. Spędzaliśmy razem czas, ale bez żadnych zobowiązań. Gdy zasugerowałam, że może czas przejść na jakiś nowy etap, w końcu nie jesteśmy dziećmi, wpadł w szał:

— O czym ty mówisz? Między nami nic nie ma, jesteśmy tylko kolegami!

Wydało mi się, że to jego specyficzne poczucie humoru.

Kilka dni później podszedł do mnie i zachowywał się, jakby tego konfliktu nigdy nie było:

— Dzisiaj śpimy u mnie czy u ciebie?

Ignorowałam to. Od tego czasu zaczęliśmy mieszkać razem, jeśli można to tak nazwać. Przeniosłam część rzeczy do jego mieszkania, ale on mógł mnie w każdej chwili wyrzucić na ulicę. Żyłam na dwa domy i nie miałam żadnej stabilności.

Pewnego dnia trafiłam do szpitala. Stan był okropny. Podczas gdy dochodziłam do siebie po operacji, on ani razu do mnie nie zadzwonił. Nie odpowiadał też na moje wiadomości. Żywiłam się szpitalnym jedzeniem i prosiłam obcych ludzi, by pobiegli do apteki, bo sama nie mogłam tego zrobić.

Gdy wróciłam do domu, lodówka była zupełnie pusta. Zeszłam do sklepu i kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy. Nie brałam wiele, bo po operacji nie wolno było mi dźwigać ciężarów.

Przygotowałam kolację, mimo bólu i trudności. Gdy przyjechał do domu, nawet się nie zdziwił na mój widok, ale jedzenie skrytykował:

— Gotowałaś jak dla świń, a nie dla ludzi. To jest niejadalne!

Znów to zniosłam. Ale po co?

Na początku składał mi komplementy i traktował z szacunkiem, a teraz co? Słyszę tylko, jak straszna i zaniedbana jestem.

Musiałam spakować rzeczy i odejść. Na razie jestem u siebie w domu, bo on nie dzwoni. Boję się, że da mi znak, a ja pobiegnę do niego jak głupia.