Nie minął nawet miesiąc od ślubu, a syn zadzwonił do mnie z prośbą, aby przyjechać do nich na kilka dni. Potem w sekrecie powiedział mi, że chce, abym nauczyła jego żonę gotować
Mam 60 lat, z mężem mieszkamy na wsi, dumni jesteśmy z dwóch synów, którzy wykształcili się, zrobili niezłe kariery, starszy już się ożenił, a młodszy jeszcze szuka godnej żony.
Do wyboru żony przez syna ani ja, ani mój mąż nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń czy uwag – co sobie wybrał, z tym musi żyć. Maria była piękną dziewczyną.
Nie minął nawet miesiąc po ślubie, a syn zadzwonił do mnie z prośbą, abym przyjechała do nich na kilka dni. Potem w sekrecie powiedział mi, że chce, abym nauczyła jego żonę gotować, bo jej z tym wyraźnie nie szło. Najbardziej tęsknił za kotletami.
Więc zabrałam torbę produktów i od razu w weekendy pojechałam do syna. Maria faktycznie nawet nie wyobrażała sobie, jak smażyć kotlety, ale chętnie się uczyła. Zrobiłam to sprytnie, mówiąc, odpoczywaj, a ja ugotuję, ale usiądź przy mnie, porozmawiamy. Przy okazji w trakcie pokazywałam jej podstawy gotowania.
Po tym nawet się zaprzyjaźniłyśmy. Syn też był szczęśliwy, bo dla niego smacznie zjeść to ulubiona rzecz.
Ale ostatnio pojawił się inny problem. Dzieci żyją już 5 lat, mają syna, 3 lata. Synowa stała się dobrą gospodynią. Mój syn pracuje sam, synowa siedzi z wnukiem. Aby nie było do mnie zastrzeżeń, że chwalę syna, mówię szczerze: syn pracowity, troskliwy. Pomaga żonie we wszystkim. Wierny i oddany.
Synowa też stworzona do rodziny. Teraz nie mam do niej zastrzeżeń. Ale gdy między nimi pojawiają się jakieś nieporozumienia, dzwoni do mnie i prosi o „rozmowę”. Skarży się na syna z takich drobiazgów, że wstyd mi je wymieniać. Siedzę i słucham tych bzdur. Syn, jak oskarżony, też siedzi cicho.
Oczywiście mam co jej powiedzieć, a nawet chce ją wysłać gdzieś daleko, bo nikt nie chce słuchać złego o swoich dzieciach. Ale milczę i mówię tylko, że nikt nie jest idealny, szukajcie kompromisu i inne banalne rzeczy. Boję się powiedzieć za dużo. Ona ciągle mówi, że jeśli to będzie trwać dalej, odejdzie od mojego syna.
Jestem przeciwna wynoszeniu śmieci z domu. Nigdy nie narzekałam nikomu na swojego męża. Rozwiązywaliśmy wszystko sami. Nieprzyjemnie mi być w samym środku ich negatywu. Chciałabym jej powiedzieć: nie podoba ci się – idź. Ale nie mogę.
Jak tu postąpić właściwie? Z jednej strony synowa uważa mnie za bliską osobę i opowiada mi wszystko, co ma na duszy. A z drugiej – wykorzystuje mnie, aby wpłynąć na mojego syna. Nie rozumiem, jak właściwie postawić synową na miejscu. Chcę, aby żyli razem, ale nie chcę być dla niej szmatą.
Jeśli choć raz powiem jej wszystko, co myślę, może to doprowadzić do zniszczenia ich małżeństwa, a tego nie chcę. Jak mam się zachować i co mówić w tych momentach, gdy synowa nalega, abym była trzecią stroną w ich nieporozumieniach? Jak to zrobić właściwie, nie tracąc godności.
