– A mama mówiła, że wszystkie dziewczyny są teraz wyrachowane, i ty, jak rozumiem, też – oświadczył mi z pretensją chłopak
Mój partner, który na szczęście nigdy nie został moim narzeczonym, nagle uchylił rąbka tajemnicy. Okazało się, że teraz wszystkie kobiety, a ja w szczególności, są interesowne. Czyli zależy im tylko na pieniądzach faceta. A tę mądrość przekazała mu jego mama, która oczywiście jest bezinteresowna i pełna czułości.
Wiktor zaczął zwracać na mnie uwagę jakieś dziewięć miesięcy temu. Pracujemy w tym samym biurowcu, więc od czasu do czasu spotykaliśmy się w windzie. Po jakimś czasie zaczął się ze mną witać, a mniej więcej po miesiącu odważył się poprosić o mój numer telefonu.
Spodobał mi się. Wysoki, inteligentne rysy twarzy, lekko kręcone czarne włosy, poprawna mowa i uprzejmość – to wszystko dodawało mu punktów. Dałam mu więc numer, i tak zaczęliśmy rozmawiać.
Czasem schodziliśmy na kawę na parter, czasem jedliśmy razem lunch. W obu przypadkach każdy płacił za siebie. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie – dzięki temu nie czułam się do niczego zobowiązana, miałam pewną swobodę.
Potem zaczęły się spacery po parku, długie rozmowy. Wiktor był naprawdę dobrym rozmówcą, miał szeroką wiedzę i różnorodne zainteresowania. Lubił mówić i umiał to robić, więc mogliśmy rozmawiać godzinami.
Ale trzymanie się za ręce podczas spacerów jest miłe, lecz jesteśmy dorosłymi ludźmi i po jakimś czasie pojawiła się potrzeba bliższego poznania. Spotkania odbywały się u mnie, bo Wiktor mieszkał z mamą, a ja nie miałam ochoty się z nią zapoznawać. On zresztą pewnie też nie był tym zainteresowany.
Za każdym razem starannie się przygotowywałam: sprzątałam mieszkanie, gotowałam kolację, dbałam o swój wygląd. Wiktor co najwyżej przynosił butelkę wina. Ale wtedy mi to nie przeszkadzało, bo spotkania nie były zbyt częste.
Najpierw trwały jeden wieczór, potem całą noc, a później zaczął zostawać na cały weekend i wpadał także w tygodniu. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jego nawyk przychodzenia z pustymi rękami.
Wiktor uwielbiał jeść. Na śniadanie potrafił pochłonąć pół garnka naleśników, na obiad obowiązkowo zupa i drugie danie, a na kolację mięso z dodatkiem i sałatką. Zdrowy apetyt to nic złego. Problem w tym, że wszystkie zakupy robiłam na własny koszt.
Wiedział, że spędzi u mnie kilka dni, ale nigdy nie przyniósł nawet bochenka chleba. To było co najmniej dziwne. Na początku nie zwracałam na to uwagi, bo nie bywał u mnie aż tak często. Ale z czasem spotkania stawały się coraz częstsze, a moje wydatki na jedzenie gwałtownie rosły. Sama jadłam mało – gotowałam garnek zupy, który wystarczał mi na tydzień. Na śniadanie wystarczył mi tost z serem i kawa. Jednak odkąd Wiktor zaczął regularnie u mnie bywać, koszty jedzenia wzrosły kilkukrotnie.
Kiedy zorientowałam się, że Wiktor mieszka u mnie przez większość tygodnia, zaproponowałam, żebyśmy razem się składali na zakupy. Jego reakcja była dla mnie szokiem.
– Wszystko jasne, kolejna próba wyłudzenia pieniędzy. A mama mówiła, że wszystkie dziewczyny teraz są wyrachowane, i ty też – syknął z oburzeniem.
Nie mogłam pojąć, gdzie tu moja rzekoma interesowność. Na czym miałabym niby skorzystać? Na tym, że facet, który dużo je, dorzuci się do zakupów? Przecież nie zgodziłam się na rolę jego kucharki i sponsorki!
Okazało się, że Wiktor uważał się za gościa, więc nie zamierzał się dokładać. Przecież nie mieszkaliśmy razem, a on jedynie „gościł” u mnie cztery, czasem pięć dni w tygodniu. A ja tu wyskakuję z jakimiś produktami – śmieszne, prawda?
Na dodatek nie miał pieniędzy, bo całą pensję oddawał swojej bezinteresownej mamusi, żeby żadna „naciągaczka” taka jak ja nie mogła go oskubać. No tak, mama wszystko wie, oczywiście.
Śmiałam się z całej sytuacji jeszcze długo. A potem po prostu odprawiłam Wiktora do jego cudownej mamy, która tak bardzo troszczyła się o syna i miała te swoje mądrości na temat kobiet. Niech tam sobie zajada do woli – mama na pewno go wykarmi!
