Irena zawiozła syna na wieś do mamy. Zapakowała całe torby wiejskich smakołyków i marzyła, jak ucieszy męża żurkiem z pampuchami. Postanowiła zrobić Jarosławowi niespodziankę: wejść cichutko i delikatnie go objąć. Otwierając drzwi mieszkania, znieruchomiała. Ze sypialni dobiegały głosy – jej męża i nieznajomej kobiety

Irena na palcach wniosła do sypialni talerz z kanapkami i aromatyczną kawą:

– Kochany! Dzień dobry – powiedziała ciepło, delikatnie pocałowała jeszcze śpiącego męża i ponownie, jak za pierwszym razem, zapatrzyła się w niego z podziwem.

Jarosław usiadł, sięgnął po kanapkę, ugryzł kawałek i popił kawą:

– Za dużo cukru. Następnym razem daj mniej – mruknął.

– Jak sobie życzysz, moje słoneczko – uśmiechnęła się Irena. – A ja idę spakować ci obiad. Kotlety i sałatka grecka, pasuje?

– Dobrze – burknął Jarosław – tylko nie nakładaj za dużo, bo ja cię znam.

To był ich zwyczajny poranek. Irena wstawała dwie godziny wcześniej, by przygotować ciasto i sprawić, by jej mąż budził się przy zapachu świeżo upieczonych wypieków.

Irena kochała męża w ten sposób – troską, uwagą, dobrocią.

Poznali się dziesięć lat temu i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Irena patrzyła na niego i nie mogła się napatrzeć. Jarosława trudno było nazwać przystojnym, ale ona widziała w nim coś wyjątkowego, starała się dostrzegać tylko to, co dobre. Czasem w życiu spotyka się ludzi, którzy sami świecą jak słońce i niczego w zamian nie oczekują. Irena taka właśnie była.

Syna Michała kochała bardzo, ale spokojnie, równomiernie. A Jarosława była gotowa postawić na piedestale. Była szczęśliwa, gdy słyszała od niego krótkie: „Dziękuję, było smaczne”.

Przez pierwsze lata Jarosław również starał się sprawiać jej przyjemność – kwiaty, prezenty. Ale potem przestał. Zaczął traktować troskę Ireny jako coś oczywistego. Przyzwyczaił się.

Irena miała energię na wszystko – pracę, wychowanie syna, troskę o męża. Wszelkie zmartwienia i trudności chowała za uśmiechem.

Pewnego razu Irena wyjechała na dwa dni, aby zawieźć Michała do babci na wieś. Nie lubiła zostawiać męża na długo, ale bardzo chciała odwiedzić mamę. Po jednym dniu zaczęła się niepokoić: jak tam jej Jarosław? Miała jakieś dziwne przeczucie.

Zebrała torby pełne wiejskich smakołyków i marzyła, jak ucieszy męża wyśmienitym żurkiem z pampuchami. Uśmiechała się, wyobrażając sobie jego zadowoloną twarz.

Chciała zrobić Jarosławowi niespodziankę – wejść cicho i delikatnie go objąć. Ucieszy się! Ostrożnie otworzyła drzwi… i znieruchomiała. Ze sypialni dobiegały głosy – śmiech obcej kobiety i głos jej ukochanego:

– Czy moja może się z tobą równać, kochanie? Jesteś królową piękności! Już dawno bym od niej odszedł, ale mi jej szkoda.

Irena zastygła. Nie mogła się zmusić do ruchu. Jej ukochany mężczyzna śmieje się z niej z inną kobietą. To nawet nie zdrada. To podłość, której nie można wybaczyć.

Zebrała całą swoją siłę woli, wypuściła powietrze i weszła do sypialni. Jarosław i jego kochanka osłupieli.

– Przecież jesteś u mamy – wyjąkał Jarosław.

– Jak widzisz, nie – odpowiedziała Irena. – Możesz iść do swojej królowej. Nikt cię nie zatrzymuje.

– Jarosławie, obiecałeś mi ślub! – zawyła kochanka. – Chodźmy od razu!

Jarosław czuł się winny, ale nie pokazał tego po sobie. Szybko spakował rzeczy i wychodząc z walizkami, burknął:

– Sam złożę pozew o rozwód. Synowi będę pomagał finansowo.

To, co działo się w duszy Ireny, pozostawało tajemnicą. Zbyt dobrze umiała ukrywać smutek za uśmiechem.

W pracy dopiero po dwóch miesiącach dowiedzieli się, że jej mąż odszedł.

– Niech będzie szczęśliwy – powiedziała koleżankom. – A ja zajmę się synem, karierą, sobą – i filuternie mrugnęła.

Przez pół roku Jarosław się nie pojawiał. A potem nagle odezwały się w nim ojcowskie uczucia. Zaczął przychodzić w każdą niedzielę odwiedzać syna. Wyglądał mizernie, ubrania miał jakieś zaniedbane. Chętnie siadał do stołu i jadł smaczne obiady przygotowane przez byłą żonę.

– Jakie rarytasy gotują teraz królowe? – zapytała z uśmiechem Irena, patrząc, jak Jarosław pochłania wszystko, co było na stole.

– Ona w ogóle nie gotuje – odparł, żując. – Nie lubi i nie umie. Codziennie tylko pierogi sklepowe, jajecznica, sałatka.

Potem zaczynał wspominać, jak się kochali. Twierdził, że nie wierzy, iż Irena nic do niego nie czuje. Jeśli da mu szansę, wróci i wszystko naprawi.

– Przyszedłeś do dziecka? Zabierz Michała i idźcie na spacer – odpowiedziała rzeczowo Irena.

W jej sercu była pustka. Irena nigdy nie wybaczy takiej podłości. Jarosław nie miał szans. Zrozumiał, że stracił nie tylko smaczne obiady i przytulny dom. Stracił najważniejszą kobietę w swoim życiu. Już nikt nie pokocha go tak, jak ona.

Irena wierzy, że jeszcze spotka swojego prawdziwego mężczyznę i będzie szczęśliwa. Najważniejsze – nie zapomnieć o zdobytym doświadczeniu.

Bo miłość to nie wtedy, gdy jedna osoba kocha, a druga pozwala się kochać. Prawdziwe szczęście jest tam, gdzie wszystko robi się razem.

Spread the love