Wychowałam synów, by mieć spokojną starość, a oni po prostu się ożenili

Grażyna od zawsze powtarzała, że dzieci urodziła „dla siebie”. Nigdy nie dzieliła się z nikim szczegółami na temat ich ojca – czy był jeden, czy kilku – nawet synowie tego nie wiedzą.

Nigdy nie wyszła za mąż, chociaż miała kilku adoratorów, ale byli to raczej „przechodni” mężczyźni. Przez wiele lat pracowała jako kierowniczka sklepu – nikt nie wie, jak udało jej się zdobyć to stanowisko w młodym wieku – ale dzięki temu mogła sama wychować dzieci i zapewnić im dobre warunki.

Grażyna ma dwóch synów – starszego Kamila, którego urodziła, gdy miała 27 lat, i młodszego Piotra, który przyszedł na świat trzy lata później. Dziś ma 57 lat i dwóch dorosłych synów w wieku 30 i 27 lat.

Od zawsze wierzyła, że kiedy chłopcy dorosną, będzie mogła odpocząć od pracy. Zawsze powtarzała, że to ich obowiązek zadbać o matkę, skoro wychowała ich sama, bez niczyjej pomocy.

Rzeczywistość okazała się jednak inna.

Już od nastoletnich lat wpajała im, że mają tylko ją i że kiedy zaczną samodzielne życie, powinni „oddać dług” wobec niej.

Kiedy Kamil znalazł pierwszą pracę, regularnie oddawał matce połowę swojej pensji. Oczywiście, nie zarabiał jeszcze wiele, ale Grażyna uważała, że to naturalne.

Gdy kilka lat później Piotr również zaczął pracę, Kamil zaczął myśleć o wynajęciu mieszkania.

Grażyna była temu stanowczo przeciwna. „Po co wyrzucać pieniądze na wynajem, skoro można mieszkać z mamą i jej pomagać finansowo?” – mówiła z przekonaniem. Jednak Kamil był nieugięty. Po kilku ostrych kłótniach spakował swoje rzeczy i wyprowadził się.

Grażyna nie mogła tego przeboleć. Przez długi czas narzekała Piotrowi, że starszy brat okazał się egoistą i że teraz cała nadzieja leży w nim. „Ty mnie przecież nie zostawisz, prawda?” – mawiała z wyrzutem.

Piotr jednak znał sekret brata. Wiedział, że Kamil zamieszkał ze swoją ukochaną.

Temat związków i relacji damsko-męskich w ich domu był zawsze tematem tabu. Grażyna uważała, że nie po to poświęciła życie dzieciom, żeby teraz stracić ich na rzecz jakichś kobiet.

Po roku Kamil poinformował, że się żeni. Grażyna nawet nie chciała poznać przyszłej synowej, a na ślub nie poszła. „Pierwsze koty za płoty” – powiedziała wtedy złośliwie.

Gdy kilka lat później Piotr oznajmił, że również się żeni i już złożył dokumenty w urzędzie, Grażyna była w szoku.

Zaczęła lamentować: „Jak to? I młodszy mnie zostawia? Po co ci to? Przecież ja mam tylko ciebie!”

Żadne jej narzekania nie pomogły. Piotr postawił na swoim i ożenił się.

Grażyna przez długi czas żaliła się przyjaciółkom, że niepotrzebnie tyle lat poświęcała na wychowanie synów. „Te przebiegłe dziewuchy omotały moich chłopców, a ja teraz muszę pracować jeszcze przez lata” – skarżyła się.

Dziś jest już babcią, ale nigdy nie widziała swoich wnuków. Nie chciała poznawać synowych, bo nie uważa ich za rodzinę.

Prawda jest taka, że synowie jej nie zostawili. Regularnie przesyłają jej drobne sumy pieniędzy, ale to dla Grażyny za mało. Niedawno dowiedziała się, że może ubiegać się o alimenty od dorosłych dzieci i teraz szuka prawnika, który pomoże jej to załatwić.

I co sądzicie? Czy rzeczywiście dzieci powinny być traktowane jak inwestycja na przyszłość?

Spread the love