Kobiety po czterdziestce stają się albo dobrym winem, albo octem. Opinie doświadczonego mężczyzny
O tym, co dzieje się z osobistą, zawodową i seksualną atrakcyjnością kobiet po czterdziestce, ostatnio mówi się coraz więcej.
Po pierwsze, dlatego że takich kobiet (i mężczyzn) w społeczeństwie jest coraz więcej.
Po drugie, ponieważ zmieniają się standardy ich zachowania. Zamiast kolektywnego przekonania „niczego mi już nie trzeba, niech młodzi żyją, a ja zajmę się wnukami”, kobiety te przechodzą na zupełnie inną filozofię – filozofię osobistego sukcesu.
W ostatnim czasie często spotykam się z wyrażeniem late bloomers. To o tych, którzy późno dołączyli do gry i równie późno zostali docenieni. Oczywiście, według naszych współczesnych standardów – późno. W społeczeństwie, w którym 20-letnie gwiazdy YouTube i TikToka już osiągnęły wszystko, o czym marzyły, i wypróbowały wszystko, co można było spróbować.
Przyczyn takiego późnego „rozkwitu” może być wiele – od nagłej zmiany pracy mózgu (co faktycznie się zdarza – mówi się, że ośrodki odpowiedzialne za planowanie strategiczne dojrzewają po 25. roku życia), po nieoczekiwane szanse, które wykraczają poza to, co człowiek jest w stanie sam kontrolować.
Oczywiście late bloomers mogą być zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Morgan Freeman pojawił się w Hollywood w wieku 43 lat, Vera Wang otworzyła swój pierwszy salon sukien ślubnych w wieku 41 lat, a o słynnym pułkowniku Sandersie i jego KFC nawet nie wspomnę.
Krótko mówiąc, nowa filozofia naszych czasów jest taka: jeśli do czterdziestki ci się nie udało, to wcale nie oznacza, że jesteś bohaterem polskiego przysłowia „Kto do czterdziestki nie ma pieniędzy (rozumu, urody, miłości), ten już nie będzie miał”. W pełni możliwe, że jesteś po prostu late bloomer i wszystko, co najlepsze, jest jeszcze przed tobą. Jednak to nie do końca precyzyjne.
Podobna sytuacja dotyczy atrakcyjności kobiet. Jeśli kobieta do czterdziestki była przeciętną, statystyczną damą, to po przekroczeniu tego wieku czasem może nastąpić późny „rozkwit”, a nie tylko proces starzenia i rozpadu. Takie przypadki są rzadkie, ale znane.
Poza tym zauważyłem, że tendencja „dobrze by było mieć o 20 lat młodszą” nie jest już tak agresywna. A podejście „po trzydziestce szykujesz trumnę i idziesz do grobu” zmienia się u wielu rozsądnych (to ważne) mężczyzn w przekonanie, że „rówieśniczki, podobnie jak rówieśnicy, są różne”.
Z wiekiem można stać się nie tylko octem, ale także dobrym winem, które znajdzie swoich koneserów. Jak na przykład w tym filmie.
Krótko mówiąc, świat stał się nieco lepszy i uznał, że niektórzy czterdziestolatkowie i starsi mają szansę na nieoczekiwany rozwój i przemianę z poczwarki w motyla – i to we wszystkich sferach życia. Może to zasługa życiowego doświadczenia?
Jednak moim zdaniem klucz tkwi nie w wieku, lecz w wierze. Ci, którzy ją zachowali mimo lat niepowodzeń – a jest ich niewielu – prawdopodobnie cechują się dużą odpornością na stres i nie poddają się łatwo. A to są już cenne cechy na drodze do sukcesu.
Powiedzcie, czy już przestaliście marzyć i żyjecie z dnia na dzień? Czy jednak jesteście przekonani, że wszystko, co najlepsze – w kwestii atrakcyjności, kariery i miłości – jest jeszcze przed wami?
