Nie wystarcza ci emerytury? To idź do pracy! – powiedziałam sąsiadce, która żebrała przy pobliskim sklepie

Jestem emerytką od kilku lat. Chętnie pracowałabym dłużej, ale w mojej firmie zmieniło się kierownictwo, które wolało zatrudniać wyłącznie młodszych i niedoświadczonych pracowników. Cóż, nie narzekam. Owszem, wysokość emerytury pozostawia wiele do życzenia, dlatego chwytam się każdej możliwości dorobienia.

Najpierw zajmowałam się dziećmi sąsiadów za pieniądze. Gdy jednak przestali mnie potrzebować jako niani, zatrudniłam się w dużym supermarkecie. Od tamtej pory układam tam towar po kilka godzin dziennie.

Płacą niewiele – kasjerzy zarabiają więcej. Ale na stanowisko kasjera, ponownie, przyjmują wyłącznie młodsze osoby, a poza tym to nie dla mnie – przez dwanaście godzin kłócić się z klientami i liczyć pieniądze. Praca na sali jest wprawdzie fizyczna, lecz specjalnie mnie nie męczy. Zdrowia na nią spokojnie mi wystarcza, a wypłata stanowi całkiem niezłe uzupełnienie do mojej emerytury.

Od syna pomocy finansowej zasadniczo nie przyjmuję. Niech lepiej inwestuje w swoje dzieci. Dzisiejsze maluchy przecież potrzebują dobrych ubrań, telefonów, korepetycji i tak dalej.

Jednak nie wszyscy myślą tak jak ja. Weźmy na przykład moją sąsiadkę z klatki, Annę. Ma tyle lat co ja, na emeryturę przeszła nawet trochę wcześniej i cieszy się lepszym zdrowiem – tylko raz widziałam ją w naszej przychodni!

Mimo to Anna za każdym razem, gdy ją spotykam, żali się, jak jej się źle żyje. Emerytura mała, dzieci podobno niewiele pomagają. Delikatnie sugerowałam, że mogłaby coś zmienić w swoim życiu, ale najwyraźniej jej wygodniej jest nic nie robić i użalać się nad sobą.

Przestałam więc wysłuchiwać jej narzekań, mówiąc, że mam pilne sprawy. I rzeczywiście, zawsze się coś znajdzie. Anna nie przejęła się tym i zaczęła szukać innych uszu, gotowych słuchać. Siedzi na ławce przed blokiem, zaczepia sąsiadki i ciągle opowiada o swoim ciężkim losie. Mnie to niespecjalnie obchodzi. Zwykle w duchu się uśmiecham i idę dalej do domu.

Jednak ostatnio Anna wymyśliła nowy sposób poprawy sytuacji finansowej. Okazał się tak nieuczciwy, że zdecydowałam się złamać swoją zasadę niewtrącania w cudze sprawy i wyrazić opinię o jej zachowaniu.

Jak to było? Szłam do przychodni, a droga prowadziła mnie obok osiedlowego sklepiku. Nagle patrzę – przy wejściu stoi Anna i dosłownie żebrze o pieniądze. W dodatku opowiada przechodniom straszne historie, że dzieci podobno nie tylko nie pomagają finansowo, lecz jeszcze zabierają jej większość funduszy.

Widząc tę jawną bujdę, poczułam niesmak. Kilka razy widziałam dzieci Anny – wcale nie wyglądali na potworów. Poza tym sąsiadka sama mi mówiła, że w ogóle coś tam jednak dostaje, tylko mniej, niżby chciała.

– Nie słuchajcie jej! Ta kobieta tylko udaje, że jest w strasznej biedzie. Nikt jej nie krzywdzi – ostrzegłam parę osób, które już zaczynały jej współczuć.

– Skąd ty możesz wiedzieć?! – krzyknęła Anna łzawym tonem, wyraźnie nieprawdziwym, więc ludzie nie uwierzyli i oczywiście nie dali jej żadnych pieniędzy.

Gdy się zorientowała, że nie ma wokół łatwowiernych, zmieniła ton – zrobiła się wrogo nastawiona i wybuchnęła gniewem:

– A co ci do tego?! Idź swoją drogą!

– A to, że bezczelnie okłamujesz ludzi – odparłam.

– A co mam robić?! Wiesz przecież, jak śmiesznie małą mam emeryturę! – jęknęła.

– Nie wystarcza ci? To poszukaj dorywczej pracy! – poradziłam. – Teraz jest mnóstwo ofert, w których chętnie zatrudniają emerytów.

– Niby mam rozkładać towar w sklepach, jak ty? Albo co, myć podłogi i toalety?! To przecież wstyd – powiedziała z pogardą w głosie.

– Prawdziwym wstydem jest żebrać! Jesteś zdrowa, masz dwie ręce i dwie nogi, a siedzisz z wyciągniętą ręką, przynosząc hańbę sobie i dzieciom. Wstyd! – przygadałam jej ostro.

– Jak chcesz, to ty haruj dalej. Mnie zostaw w spokoju – wycedziła przez zęby.

Wtedy przypomniałam sobie, że spieszę się do lekarza, więc odeszłam bez dalszych komentarzy. „Szkoda nerwów na tę kłamliwą i leniwą kobietę” – pomyślałam.

Od tamtej pory ani razu nie widziałam Anny przy tym sklepie. Może coś zrozumiała, a może po prostu wybrała sobie nowe miejsce do żebrania. Mimo to ciągle nie daje mi spokoju ta sytuacja. Wcześniej zdarzało mi się widzieć starsze kobiety, które prosiły o wsparcie, i z reguły czułam niechęć, ale nie wiedząc całej prawdy, niewiele mogłam powiedzieć. O sąsiadce jednak wiem to i owo, a przy tym żal mi jej dzieci, które będą przez ludzi uznawane za okrutnych egoistów.

Mam zamiar drugi raz złamać swój zwyczaj nieingerowania w cudze sprawy. Kiedy tylko dzieci Anny przyjadą w odwiedziny, koniecznie im opowiem o tej sytuacji pod sklepem. Mam nadzieję, że zareagują i przemówią matce do rozsądku, albo przynajmniej coś wymyślą, żeby nie udawała najbardziej pokrzywdzonej w całej okolicy.

Spread the love