Na weselu przyjaciółki zostałam kucharką!
Przyszłam na wesele mojej przyjaciółki Natalii w pełnej gotowości. Przed uroczystością zrobiłam manicure, umówiłam się na makijaż, wybrałam elegancką sukienkę i założyłam piękne szpilki. Przecież na taką okazję trzeba się odpowiednio przygotować!
Już wcześniej poproszono nas, przyjaciółki Natalii, żebyśmy przyszły wcześniej, zanim zjawi się pan młody z wykupem dla panny młodej. Zawsze jestem punktualna, więc pojawiłam się o wyznaczonej godzinie. W drzwiach przywitała mnie mama Natalii z szerokim uśmiechem:
„Lidka, jak dobrze, że już jesteś! Rozbieraj się i chodź szybko do kuchni, potrzebujemy pomocy, bo nie dajemy rady”.
Natalia tylko na chwilę wyszła z pokoju, żeby się przywitać, ale zaraz zniknęła – miała jeszcze do zrobienia fryzurę i makijaż.
Poszłam więc do kuchni, gdzie mama Natalii wręczyła mi lekko sfatygowany fartuch. Na stole leżały kromki chleba, masło i wędzony łosoś.
„Lidka, rób kanapki z łososiem” – powiedziała i wyszła.
Zaczęłam pracę, ale szybko napotkałam problemy. Masło było twarde jak kamień – najwyraźniej dopiero co wyjęte z zamrażarki. Postanowiłam najpierw pokroić chleb, licząc, że masło w tym czasie nieco zmięknie. Niestety, chleb był tak świeży, że kroiło się go bardzo trudno. Kromki się kruszyły i wyglądały mało estetycznie.
Pomyślałam, że zamiast takich kanapek lepiej byłoby zrobić tartaletki – wyglądają bardziej elegancko, a ich przygotowanie jest prostsze. Jednak nie było czasu na wymyślanie alternatyw.
Z trudem udało mi się pokroić chleb i ułożyć kromki na talerzu. Masło wciąż było twarde, więc jedynym wyjściem było zestrugiwanie wiórków i układanie ich na chlebie. Praca szła powoli, a ręce miałam całe w tłuszczu. Bałam się, żeby nie pobrudzić sukienki – przecież za chwilę trzeba będzie wyjść do gości.
W tym momencie do kuchni weszła mama Natalii:
„Lidka, czemu to tak długo trwa? Smaruj szybciej i kładź rybę!”
Chciałam jej wyjaśnić, że z takim masłem to prawie niemożliwe, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, już jej nie było.
Postanowiłam być sprytna. Połowę masła położyłam na kaloryferze, żeby szybciej zmiękło, a resztę nadal zestrugiwałam.
Musiałam zdjąć wszystkie pierścionki i zegarek, bo ręce były całe w maśle. Kanapki wyglądały średnio – starałam się ukryć niedoskonałości, kładąc więcej masła i ryby.
W końcu do kuchni weszła Ania, nasza wspólna znajoma, która zwykle się spóźnia. Tym razem wyszło jej to na dobre, bo ominęła pierwszą rundę przygotowań. Jednak mama Natalii szybko znalazła dla niej zajęcie – miała przygotować koreczki.
Gdy zostałyśmy same, Ania zaczęła narzekać:
„Czy to jest wesele, czy kuchenne rewolucje? Myślałam, że przyszłyśmy tu jako goście, a nie jako kucharki”.
Z trudem, ale udało nam się zakończyć zadania. Moje kanapki i jej koreczki dalekie były od perfekcji, ale kto by na to zwracał uwagę? Liczy się przecież atmosfera wesela, prawda?
