Ach, ta moja teściowa! – skarżył się znajomym Jarosław. – Taka, że wszędzie się wtrąca. Coś nie po jej myśli, to od razu krzyczy. Jego kolega Michał w końcu nie wytrzymał: – Lepiej powiedz żonie, niech trochę uspokoi teściową! A jak nie posłucha – rozwiedź się! Jarosław spojrzał na Michała dziwnie: – Ale przecież nie mam żony. Już dwa lata, odkąd jej nie ma

Jarosław dopiero co zaczął pracę w nowym miejscu, a współpracownicy niewiele wiedzieli o jego życiu. Najczęściej jednak opowiadał im o teściowej.

– Ależ mam wymagającą teściową! – żalił się kolegom Jarosław. – Wszędzie się wtrąca. Jeśli coś nie jest po jej myśli, od razu krzyczy.

Takie historie współpracownicy słyszeli często od niego. Pewnego dnia Michał, jeden z jego kolegów, nie wytrzymał:

– Powiedz żonie, żeby trochę uspokoiła teściową! A jeśli nie posłucha – rozwiedź się, bo jak możesz tak to wszystko znosić?

Jarosław spojrzał na Michała z dziwnym wyrazem twarzy:

– Nie mam żony. Minęły już dwa lata, odkąd jej nie ma. Została tylko teściowa, jako pamiątka po niej. Co miałbym z nią zrobić? Wyrzucić z domu?

– To co, mieszkasz z nią pod jednym dachem? – zdziwił się Aleksander. – Niezła z was rodzinka!

Jarosław zaczął tę pracę niedawno, więc nikt nie znał jego sytuacji rodzinnej. Z jego opowieści wydawało się, że jeśli jest teściowa, to i żona musi być. Okazało się jednak, że żony już nie ma, a Jarosław opiekuje się starszą matką swojej zmarłej żony.

Jarosław miał ponad 40 lat, był przystojnym mężczyzną o dobrym charakterze. Aleksander od razu pomyślał, że chciałby mieć takiego szwagra. Jego starsza siostra Olga miała 38 lat, nigdy nie była zamężna i mieszkała sama na wsi.

Postanowił działać:

– Jarosławie, lubisz wędkować?

– Pewnie! Ale nie mogę wyjeżdżać na długo, bo kto zajmie się teściową?

– Na jeden dzień? Albo weź teściową ze sobą, mamy duży dom, znajdzie się miejsce. Jedźmy, u nas na wsi są świetne łowiska!

Przez miesiąc namawiał Jarosława, aż w końcu ten się zgodził. Pojechali z umową, że tylko na jeden dzień.

– Teściowej nie wezmę, za dużo zachodu. Zostawię jej jedzenie, zamknę drzwi, mam nadzieję, że przez dobę nic się nie stanie.

Aleksander opowiedział już Oldze i matce, pani Marcie, o swoim koledze. Dał Oldze do zrozumienia, że to może być jej szansa na szczęście. I jakby przewidział – Jarosław zakochał się w Oldze od pierwszego wejrzenia, a ona także polubiła Jarosława.

Nie zwlekali długo, po dwóch miesiącach wzięli ślub, a Olga przeprowadziła się do miasta.

Współpracownicy od razu zauważyli zmianę w Jarosławie – stał się spokojniejszy i bardziej pewny siebie.

– Zobaczcie, co robi z człowiekiem małżeństwo! – żartowali.

I zmieniły się rozmowy Jarosława.

– Moja teściowa od razu znalazła wspólny język z Olgą. Żyją jak w bajce. Już nie krzyczy, jest zadowolona – złota kobieta! Oto, panowie, prawdziwe szczęście!

Aleksandrowi te opowieści nie przypadły do gustu, ale widział, że siostra jest szczęśliwa. Nigdy nie skarżyła się na życie z obcą starszą kobietą. Pewnego razu nie wytrzymał i zapytał:

– Wszystko u ciebie w porządku?

– Oczywiście, braciszku, wszystko dobrze!

Aleksander nie spieszył się z odwiedzinami, w weekendy jeździł do matki na wieś.

– Nie chcę przeszkadzać im w tym najsłodszym okresie. Poza tym, nie bardzo chcę widzieć tę teściową – mówił.

Zbliżał się jednak Nowy Rok i Aleksander z panią Martą zostali zaproszeni przez młode małżeństwo.

– Zobaczcie, jak mieszkamy, poznacie teściową. Olga i ja jesteśmy już pół roku po ślubie, a ty, Aleksandrze, jeszcze nas nie odwiedziłeś. Nawet wasza mama, choć tyle razy zapraszaliśmy, jeszcze nie była.

Aleksander chciał coś odpowiedzieć, ale machnął ręką.

– No dobrze, już pora!

Jednak w duchu martwił się, jak mama zostanie przyjęta, bo dwie teściowe to trochę dziwna sytuacja. Powiedział:

– W razie czego, zawsze możemy wyjechać do mnie.

Stanęli przed drzwiami.

– Jak ona ma na imię, ta teściowa? – zapytała Marta.

– Nie pytałem. Jarosław zawsze mówi „teściowa”, więc i my nazywamy ją „teściową Jarosława”.

– Ale to teraz ja jestem teściową – westchnęła Marta. – No dobrze, dzwonimy!

Gości przyjęto serdecznie. Marta została od razu zaprowadzona do przygotowanego dla niej pokoju.

Po pewnym czasie zaproszono ich do stołu. Było ich czworo, a starszej kobiety nigdzie nie było widać.

Marta spojrzała pytająco na syna, a ten wzruszył ramionami.

Nagle do kuchni powoli weszła puchata, ruda kotka.

– No proszę! – powiedział Aleksander. – Kto to taki piękny?

– Poznajcie się – z dumą powiedział Jarosław. – To Teściowa!

Goście otworzyli szeroko usta.

– Teściowa?! To jest Teściowa? Dlaczego tak ją nazwałeś?

– Miałem kiedyś żonę – spokojnie wyjaśnił Jarosław. – Byliśmy razem 15 lat! I bylibyśmy dłużej, gdyby nie jej teściowa!

Zawsze mnie pouczała, wtrącała się, mówiła żonie, że najpierw studia, potem dobra praca, a dopiero później dzieci. A ja tak bardzo chciałem dzieci! Przetrwałem to, choć już wtedy jej nie lubiłem. Ale dzieci się nie doczekaliśmy. Teściowa znowu się wtrąciła: „Weźcie dziecko na wychowanie!” Powiedziałem szczerze: „Albo swoje, albo żadne.” Rozstaliśmy się, bo Wiktoria słuchała mamy, a nie mnie.

Przeprowadziłem się do tego miasta, do mieszkania po rodzicach. Na ulicy znalazłem kociaka.

Była brudna, niepozorna, więc nazwałem ją Teściowa. Tak zostało. Teraz Teściowa to mój przyjaciel!

Marta wybiegła z pokoju, a za nią pobiegli dzieci i zięć.

Marta wyskoczyła od stołu i pobiegła do pokoju. Dzieci i zięć ruszyli za nią.

Płakała w poduszkę…

– Dlaczego płaczesz? – Jarosław usiadł obok Marty i objął ją za ramiona. – Ktoś cię uraził? Tylko powiedz!

Marta jeszcze mocniej wtuliła się w poduszkę i mamrotała:

– Kto, kto… Ty, oczywiście!

– Ja?! – Jarosław był szczerze zaskoczony. – Kiedy?! Może coś nie tak powiedziałem, ale na pewno niechcący, przysięgam!

– Kot! Teściowa – to kot!

Jarosław wybuchnął śmiechem:

– No naprawdę, znalazłaś powód do płaczu! Tak, to Teściowa. Ale ty jesteś mamą, od razu to poczułem. Przez pół roku żadnych pouczeń, żadnych nieproszonych rad, tylko dobro. Wierz mi, mam porównanie!

– Naprawdę? – Marta jeszcze raz pociągnęła nosem.

– Mamo, – Aleksander spojrzał podejrzliwie na drżące ramiona swojej matki, – Ty naprawdę płaczesz?

– Ja? – Marta usiadła na łóżku, a po jej twarzy spływały łzy. – Oczywiście, że płaczę. Ze śmiechu! No wy to potraficie! A ty, Olgo, nie mogłaś powiedzieć wcześniej?

– Jakoś tak wyszło, nie było okazji… – Olga zmieszała się. – Poza tym nie pytałaś…

– O, wrócę do domu, wezmę sobie pieska i nazwę go Zięć! – Marta spojrzała na córkę i jej męża, a potem niespodziewanie wystawiła im język.

Spread the love