Teściowa zabrała ze sobą jedzenie, które skrytykowała, ale, jak się okazało, nie dla siebie
To wydarzyło się podczas zeszłorocznego Sylwestra. Po raz pierwszy świętowaliśmy go z moim mężem Piotrem jako małżeństwo. Aby uczcić tę szczególną okazję, zaprosiłam na święto naszych rodziców.
Moi rodzice odmówili, ponieważ mieli już zarezerwowany pobyt w ośrodku wypoczynkowym, ale obiecali przyjechać za rok. Natomiast rodzice Piotra – Anna i Jarosław – zgodzili się.
Chciałam zrobić na teściowej jak najlepsze wrażenie swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Wiedziałam, że mnie nie pochwala: moje małżeństwo z Piotrem było już moim drugim, a ja nie byłam już najmłodsza. Oni zaś bardzo pragnęli wnuków.
My z Piotrem również chcieliśmy dzieci, ale jak dotąd się nie udawało. Cotygodniowe pytania teściowej: „A kiedy?” zaczynały mnie irytować, ale starałam się tego nie okazywać, chcąc być dobrą synową.
Pracowałam na kierowniczym stanowisku, więc miałam niewiele czasu na gotowanie. Często zamawialiśmy jedzenie lub gotował Piotr. Teściowa prawie mdlała, słysząc takie rzeczy.
Mój „ranking synowej” spadł do zera, dlatego zorganizowałam tę uroczystą kolację – by udobruchać teściową i pokazać, że potrafię gotować.
W dzień święta zaczęłam przygotowania od dziewiątej rano. Po dwunastu godzinach, trzech sałatkach, dwóch gorących daniach, wielu przekąskach i udekorowaniu stołu opadłam bez sił na kanapę. Wciąż musiałam przygotować siebie.
Niedługo potem przyjechali teściowie. Nie mogli zostać długo, bo mieszkali na wsi i nie mogli zostawić zwierząt domowych na zbyt długo.
Teściowa obejrzała udekorowany stół i powiedziała:
– Ale z ciebie pomysłowa, Mario: narobiłaś różnych „specjałów” – już się ucieszyłam z pochwały, ale teściowa dodała: – A my to zjemy, czy będzie coś normalnego?
Szczerze mówiąc, było mi bardzo przykro usłyszeć takie słowa po całym dniu gotowania. Wiedziałam jednak, że teściowa jest trudną osobą, więc postanowiłam się nie poddawać.
– Najpierw proszę spróbować. Zapewniam, że to bardzo smaczne. W piekarniku jest kurczak, a w lodówce sałatki – to tylko przekąski.
– To ja już lepiej poczekam na tego kurczaka – odparła teściowa, nakłuwając świeżego ogórka. – Na razie zjemy warzywa.
I tak spędziliśmy Sylwestra: teść z mężem próbowali nalewki, którą przywieźliśmy z podróży, teściowa krytykowała moje jedzenie, a ja cierpliwie tego słuchałam.
Kurczak był niedopieczony, ryba przesolona, w jednej sałatce było za mało groszku, druga to „jakaś trawa”, a przekąski były niesmaczne. No i gdzie kanapki ze szprotkami?
Cały wieczór czułam się okropnie. Ale znosiłam to, chcąc utrzymać normalne relacje – dla Piotra.
Około drugiej w nocy rozeszliśmy się do pokoi. Przygotowałam teściom posłanie w salonie na wygodnej kanapie, na co usłyszałam:
– Kiedyś rodziców kładło się w sypialni.
Wolałam udać, że tego nie usłyszałam.
Przed zaśnięciem przeklinałam dzień, w którym wpadłam na pomysł tej kolacji. Postanowiłam zrobić wszystko, by powiedzenie „jak Nowy Rok, taki cały rok” nie stało się dla mnie rzeczywistością.
Następnego dnia wstałam w południe. Na dworze było jasno, a teściowie już wyjechali.
Zaparzyłam kawę i poszłam po śmietankę. Lodówka powitała mnie pustymi półkami. Najpierw się zdziwiłam, potem zmartwiłam, że znów muszę coś ugotować. Ale zaraz się ucieszyłam, że teściowa zabrała moje jedzenie – znaczy, jej smakowało! W świetnym nastroju postanowiłam do niej zadzwonić.
– Tak, wszystko spakowaliśmy i zabraliśmy – potwierdziła teściowa.
– A już myślałam, że to jakiś szop się u mnie zalęgł – zażartowałam niezręcznie, próbując rozładować napięcie po wczorajszym wieczorze.
– U nas to raczej nie szopy, ale też zjedzą z apetytem – odpowiedziała teściowa.
Nie zrozumiałam żartu, więc zapytałam.
– Krewni?
– A skąd! Luna i Fiona, nasze świnie. Krowom nie mogłabym czegoś takiego dać.
Zamarłam. Cały dzień spędziłam na gotowaniu, a teściowa nie dość, że bez pozwolenia zabrała jedzenie, to jeszcze dla świń.
– Naprawdę zabrała pani moje jedzenie dla świń? – zapytałam, by upewnić się, że dobrze zrozumiałam.
– Tak. Pomyślałam, że skoro nam nie smakuje, to niech one dojedzą.
Nie wytrzymałam.
– Wie pani co, my byśmy to jedzenie jeszcze przez dwa dni jedli. Cały dzień wczoraj spędziłam na gotowaniu, a pani tak? To nie w porządku.
– Właśnie to mówię, jedzenie było jakieś nieludzkie. Jakbyś specjalnie dla moich świń gotowała.
Zrozumiałam, że dalsza rozmowa nie ma sensu, i odłożyłam słuchawkę. Teściowa do dziś nie zrozumiała, czym mnie uraziła, ale więcej na święta jej nie zaprosiłam.
