Mama ciągle narzeka, że jej trudno żyć ze mną – “wypędzasz mnie, nikt mnie nie potrzebuje”
Już nie wiem, co robić, zachowanie mamy mnie wykończy. Nie prosiłam o pomoc, mama sama ją zaproponowała, a teraz przedstawia to wszystko tak, jakby robiła to na siłę.
Dwa lata temu rozwiodłam się z mężem. Znalazł sobie inną dziewczynę, ale postąpił uczciwie. Nie było żadnych romansów za moimi plecami, gdy zrozumiał, że zakochał się w innej, przyszedł i uczciwie wszystko powiedział.
Zdecydowaliśmy się rozejść, mąż zostawił mi mieszkanie dwupokojowe z córką, napisałam odmowę od alimentów, ale okazjonalnie spotyka się z dzieckiem.
Oczywiście, nawet przy tak miłym i kochającym rozwodzie było to dla mnie ciosem. Poza tym mamy małe dziecko, które dopiero poszło do przedszkola, i z tym wszystkim było ciężko poradzić sobie samej.
Wtedy ojciec żył jeszcze, powiedzieliśmy mu i mamie o rozwodzie, ale odmówiłam pomocy, bo tata miał już kłopoty ze zdrowiem.
Ale rok temu tata zmarł, a ja dostałam nowy problem w postaci mamy. Śmierć taty bardzo ją osłabiła, czuła się załamana, a ja mogłam pomóc tylko przez telefon.
Pół roku temu mama i ja zdecydowaliśmy, że przeprowadzi się do mnie, akurat przeszła na emeryturę. I tak, pomogłaby mi z córką. To były słowa mamy.
Zamieszkała w pokoju z dzieckiem, sama to wybrała, powiedziała, że jej tak wygodniej. Nie miałam nic przeciwko. Mama zaproponowała, że sprzeda swoje mieszkanie, moje i kupi mieszkanie trzypokojowe, nawet z hipoteką, ale odmówiłam.
Powiedziałam, że teraz w życiu wszystko się zmienia, nagle mogę zmienić pracę, a szkoła córki może być na drugim końcu miasta, nie ma potrzeby spędzać zbyt dużo czasu w podróży.
To była właściwa decyzja, zostawiłam sobie przestrzeń do manewru. I teraz widzę, że miałam rację.
Przez kilka miesięcy mama była zadowolona ze wszystkiego, jakoś się ożywiła, a potem zaczęła marudzić, że zmęczyła się gotować, sprzątać, bawić się z wnuczką.
Ale to, jeszcze raz, była tylko jej inicjatywa, nie prosiłam i sama poradziłabym sobie z tym. Ale mama zrzuciła wszystko na siebie, a teraz narzeka, że jest jej trudno. Mówię jej, że może tego wszystkiego nie robić, ale ona ma z tym niewygodę, nie potrafi usiedzieć na jednym miejscu. Coś robi, a potem narzeka, jakbym ją zmuszała.
– A co ja będę siedzieć? Będę spędzać czas w brudnym mieszkaniu i czekać, aż wrócisz z pracy i coś przygotujesz do jedzenia?
A potem zaczyna się znowu “wszystko na mnie, jestem tak zmęczona”. Mam już dosyć znoszenia jej skarg, że jej jest trudno, łzy, że chcę się jej pozbyć i wieczne narzekanie, że to ona najbardziej potrzebuje tego porządku.
Bardzo trudno unikać stałych kłótni, ale dalej nie można znosić tego wszystkiego. Również nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Jak nie odwrócę – to wszystko jest nie tak.
