Kiedy mama chciała remont, ojczym – naprawić samochód, a siostra – pojechać nad morze, ja otrzymałam spadek i przestałam się z nimi kontaktować

Teraz wszyscy znajomi naszej rodziny wiedzą, że jestem okropnym człowiekiem, jakiego świat nie widział. Podobno inwestowano we mnie czas, pieniądze, miłość, a ja niby wykorzystywałam krewnych i na koniec jeszcze wyłudziłam od nich pieniądze, przywłaszczając sobie maminy spadek. Taka jest oficjalna wersja moich, że tak powiem, „rodziców”. Prawda jednak wygląda zupełnie inaczej.

Wychowałam się w rodzinie ojczyma. Czyli moja mama rozwiodła się z moim tatą, który – według opowieści – popadł w alkoholizm. Później mama wyszła za mąż po raz drugi. Tak pojawił się ojczym, który wcale nie pragnął zostać dla mnie ojcem, o ile nie uznać za przejaw ojcowskiej miłości kuksańców, które rozdawał szczodrze.

W drugim małżeństwie mama urodziła moją siostrę, młodszą ode mnie o siedem lat. Oczywiście własne dziecko ojczym kochał i traktował znacznie lepiej. Mama także bardziej kochała siostrę, bo urodziła się z „normalnego mężczyzny”, podczas gdy ja byłam dzieckiem „pijaka”. Gdy raz powiedziałam mamie, że sama wybrała sobie takiego męża i nie ma co mnie za to winić, dała mi takiego policzka jak nigdy w życiu.

Była jeszcze babcia – mama mojej mamy. Ona chciała mnie zabrać do siebie, ale kto by jej na to pozwolił? Po pierwsze, prace w domu same się nie zrobią, a po drugie, mama z babcią były skłócone. Babci nie podobało się, że mama trzyma mnie w czarnej niewdzięczności, a jednocześnie wszystko wolno najmłodszej córce i traktuje się ją lepiej.

Z moją młodszą siostrą babcia też nie miała kontaktu. Dziewczynka była strasznie rozpieszczona, a babcia tego nie pochwalała. Parę razy próbowała wpłynąć na ich wychowanie, ale dziecko nie dało się skarcić, a mama napadała na babcię z wyrzutami.

Z zięciem (moim ojczymem) babcia też się nie dogadała. Ona nie lubiła go za to, że źle mnie traktuje; według babci, jeśli już ożenił się z kobietą mającą dziecko, powinien traktować je właściwie. Jednak ani mama, ani ojczym nie podzielali jej zdania.

W efekcie byłam w rodzinie jedyną osobą, która utrzymywała kontakt z babcią. Ona też nieźle mi się obrywało, bo babcia potrafiła strofować, ale przynajmniej mnie kochała, dbała o mnie i starała się mnie czegoś nauczyć w życiu. Takie surowe uczucie z ciągłym gderaniem.

Gdy skończyłam dwadzieścia trzy lata, stan zdrowia babci zaczął się gwałtownie pogarszać. Przeszła zawał, przez co jej kondycja mocno się osłabiła. W tym czasie mieszkałam w sąsiednim mieście, gdzie ukończyłam studia. Miałam pracę i pewne plany, ale choroba babci zburzyła wszystko.

Po rozmowie z mamą zrozumiałam, że ona nie zamierza zajmować się babcią. Już kiedyś babcia ją prosiła, i co z tego wynikło? Czy to powód, żeby zostawić chorą osobę samą?

Zrozumiałam, że poza mną nikt się tym nie zajmie. Odeszłam z pracy, wróciłam do babci, która nie przestawała gderać, że niepotrzebnie to robię, bo sama dałaby sobie radę, a ja mam żyć swoim życiem. Jednak w naszej rodzinie tylko mama mogła spokojnie żyć, nie zważając na to, że ktoś bliski potrzebuje pomocy. Siostra też, ale jej „mały rozumek” nie przejmował się niczym.

Przez rok żyłyśmy całkiem normalnie. Babcia nawet trochę odzyskała siły po moim przyjeździe – wychodziłyśmy do teatru czy parku. Potem jej stan znów się pogorszył.

Mama co jakiś czas dzwoniła i pytała, jak się miewamy, jednak pogorszenie stanu babci zdawało się jej nie poruszać. Nie proponowała żadnej pomocy ani nie dopytywała, czego nam trzeba. Sama jeździłam z babcią do szpitala i organizowałam pogrzeb, gdy odeszła.

Przez cały pogrzeb mama stała ze smutną miną, przyjmując kondolencje i pieniądze, które dawali znajomi i krewni. Z tych pieniędzy nie otrzymałam ani grosza, choć pogrzeb i stypa były za moje pieniądze. Po tym nastąpiła „ciekawa” rozmowa.

Gdy wszyscy się rozeszli, mama spytała, czy się tu nie zameldowałam, bo jeśli tak, to mam się szybko wymeldować – ona bowiem chce sprzedać mieszkanie.

– Chociaż zrobimy remont, naprawimy samochód, a twoja siostra pojedzie nad morze – mruczała, nie wspominając nawet, że przed chwilą pochowano babcię.

Zaczęłam się głośno śmiać. To była prawie histeria, ale sytuacja była komiczna – mama była nieświadoma, że babcia jeszcze za jej życia darowała mi to mieszkanie, gdy tylko zaczęłam się nią opiekować. Jeszcze spisała testament, by oszczędności z jej konta przypadły mnie. Mama o niczym nie wiedziała i już się łudziła, że będzie jedyną spadkobierczynią.

Kiedy ochłonęłam i o wszystkim powiedziałam, matka wpadła w furię, domagając się, bym oddała jej pieniądze, gdy je dostanę, a mieszkanie przepisała na nią – inaczej poda mnie do sądu. Nie zdzierżyłam i kazałam jej się wynosić. Ani pieniędzy, ani lokum odemnie nie dostanie. Taka była wola babci, i ja też uważam, że przy takiej postawie matce się nic nie należy.

Ona grozi mi sądami i rozgłasza wszędzie, że jestem niewdzięczną córką, która „tak kochającą rodzinę” wykorzystała, a potem oszukała na pieniądze. Nie chce mi się nawet wyjaśniać ludziom, jak to było naprawdę. Z mamą i jej rodziną w ogóle nie utrzymuję kontaktu. Wkrótce się wyprowadzam i wymażę ich na zawsze z mojego życia.

Spread the love