Wyszłam za mężczyznę starszego ode mnie o 20 lat, myśląc, że będzie solidny i godny zaufania, ale mocno się pomyliłam

Jestem córeczką tatusia. Miałam wspaniałego ojca – niezawodnego i kochającego. Dla mojej mamy był świetnym mężem. Niestety, tata zmarł wcześnie. Kiedy to się stało, miałam nieco ponad dwadzieścia lat. Nagle poczułam się całkowicie bezradna.

Zaczęłam rozważać małżeństwo. Wybierałam zdecydowanie starszych mężczyzn. Oczywiście nie byłam kompletnie naiwna – rozumiałam, że nie wszyscy będą tacy jak mój ojciec.

Moja logika była prosta: myślałam, że z wiekiem większość beztroski i brawury po prostu się w nich wypaliła, że nie szukają już tak intensywnie przygód i nie pakują się w niebezpieczeństwa, jak to bywało w młodości, kiedy brakowało im rozsądku. A to oznaczało, że kobieta przy takim „uspokojonym wiekiem” mężczyźnie może zaznać spokoju.

– Julija, a nie sądzisz, że prawdziwi mężczyźni są także wśród twoich rówieśników? – pytał mnie Kasparas, który zakochał się we mnie jeszcze w szkole. Nie to, żebym go nie lubiła… Ale chciałam stabilizacji i pewności.

Po śmierci taty nie miałam już sił psychicznych, by przeżywać jakiekolwiek wstrząsy. A Kasparas i inni moi rówieśnicy – w głowie mieli ciągle wiatr! Jeszcze by zranili, wplątali się w jakieś ryzykowne sprawy, a potem może dopiero na starość by żałowali. Tyle że mnie by to w niczym nie pomogło. Tak wtedy rozumowałam.

Potem mu odpowiedziałam:

– Kasparze, przecież jeszcze nie wiadomo, jakim człowiekiem będziesz. Lepiej wybiorę kogoś starszego – tam wszystko jest jasne.

I choć Kasparas przekonywał, że jest już dojrzałym i godnym zaufania mężczyzną, nie dawałam temu wiary.

Był jeszcze jeden problem: Kasparas zawsze był przystojny. Dziewczyny i kobiety biegały za nim niemal stadami. A przecież (tak wówczas myślałam) piękny mężczyzna na pewno nie może być wierny.

Kierując się tym rozumowaniem, wybrałam Giedriusa, trzydziestodziewięciolatka, niezbyt zamożnego, wcale nie przystojnego, ale za to dość wykształconego erudytę. Wydawało mi się, że taki człowiek będzie mnie nosił na rękach i zdmuchiwał ze mnie pył. Byłam pewna, że jeśli mnie wybrał, to już na całe życie. Bo jak inaczej?

W tym wieku przecież nie ma się już „papki” w głowie! Sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie i wszystkowiedzącego.

Gdy tylko za niego wyszłam, w moim nowym życiu najczęściej słyszałam mniej więcej taki dialog:

– Julija, przydałoby ci się schudnąć. Musisz mniej jeść.

Okazało się, że Giedrius jest wyjątkowo skąpy. Ważyłam wtedy około 55 kg, więc nie było mowy o żadnej nadwadze. Po prostu on znów nie chciał wydawać pieniędzy na jedzenie, a tym bardziej na zabranie mnie do kawiarni. Przy okazji postanowił od razu obniżyć moje poczucie własnej wartości.

Po co równać do ukochanej, skoro łatwiej sprowadzić ją do swojego poziomu? Wtedy zrozumiałam, że sam intelekt nie zapewnia szczęścia. Mój erudyta Giedrius okazał się nieuprzejmy, nie szanował mnie i uważał się za dar dla mnie.

– Giedrius, opowiadasz jakieś bzdury. Zazdrościsz czy co? – byłam zażenowana jego słowami. Wydawało mi się, że wkrótce się opamięta.

– A czego mam zazdrościć? Wokół jest tyle młodych i pięknych! Co roku pojawiają się nowe – odpowiadał z tupetem.

Na dodatek domagał się, żebym jak najszybciej urodziła dziecko. Ja jednak przeczuwałam, że jest źle, a potem ani nie chciałam pozbywać się dziecka, ani samotnie go wychowywać. To nie mieściło się w moich planach. Stosowałam więc wkładkę domaciczną, ale nic mu o tym nie mówiłam.

Szukałam dla niego jakiegoś usprawiedliwienia. W końcu był moim pierwszym mężem, bardzo chciałam, żeby i ostatnim – nie cenię sobie zmieniania partnerów.

Jednak wychodziły na jaw kolejne fakty. Okazało się, że ma dzieci z pierwszego małżeństwa, choć nigdy wcześniej o nich nie wspomniał. Giedrius prawie w ogóle im nie pomagał, specjalnie prosił o „czarną” wypłatę, żeby wysyłać tylko grosze. O byłej żonie opowiadał same wstrętne rzeczy. Zaczął na mnie krzyczeć. Rzucił we mnie kubkiem i zadrapał mi twarz do krwi.

Po tym ostatecznie zdecydowałam, że muszę odejść.

– Kasparze, co mam robić? Boję się go. Powiedział, że jeśli tylko zechcę odejść, połamie mi nogi – znalazłam odpowiedni moment i zwróciłam się o pomoc do jedynej osoby, której naprawdę ufałam. Mamie wcześniej się poskarżyłam, ale usłyszałam tylko: „Sama go wybrałaś, to teraz żyj z nim do końca”.

– To się jeszcze okaże, kto komu i co połamie. Jesteś pewna, że chcesz go zostawić? Nie powiesz potem, że żałujesz? – zapytał.

Kiwnęłam głową. Wtedy przedstawił plan: powiemy, że odchodzę do niego, a jeśli mój mąż spróbuje się awanturować, to Kasparas – nie bez powodu trenujący judo i służący w wojsku – będzie wiedział, co robić.

Dla mojego spokoju Kasparas zaprosił jeszcze dwóch swoich kolegów. Mój (jeszcze wtedy) mąż nawet nie pisnął. Rzucił tylko garść bardzo przykrych słów, których nie będę powtarzać. Ale na pewno nie zasłużyłam na taki brud pod moim adresem.

– To spadaj do swojego białowłosego! – krzyknął na pożegnanie.

– Faktycznie, jakiś czas będziesz musiała pomieszkać u mnie. Takie staruchy potrafią być mściwe. Ale nie bój się, jeśli mnie nie pokochasz, nie będę ci się narzucał. Mieszkaj i ciesz się życiem – w mieszkaniu Kasparasa były trzy pokoje, dwa puste. Jego rodzice żyli za granicą.

Przez półtora roku trzymałam dystans. Ale w końcu nie wytrzymałam i przyjęłam jego propozycję. Najbardziej urzekło mnie to, że mnie obronił i niczego nie oczekiwał w zamian. Cierpliwie czekał, aż sama podejmę decyzję.

Nic tak nie zdobywa serca dojrzałej już kobiety, jak zdolność mężczyzny do obrony, troski i brak oczekiwań w zamian. I nieważne, ile ma lat.

Spread the love