“Co ty wiesz o wychowywaniu dzieci?” – Siostra męża uznała się za eksperta od rodzicielstwa
Jestem osobą raczej unikającą konfliktów, ale czasami nawet mnie nie udaje się uniknąć spięć. Siostra mojego męża uważa, że źle wychowuję naszego syna.
Dla nas z mężem to pierwsze dziecko, natomiast ona zdążyła już urodzić dwoje dzieci i dlatego uważa, że ma prawo nas pouczać. W jej przekonaniu jest ekspertem od wychowywania dzieci, bo “zjadła na tym zęby”.
Na początku nie oponowałam, uważając, że rzeczywiście może mieć większe doświadczenie. Jednak z czasem jej moralizowanie przekroczyło wszelkie granice. Opowiem o jednym z takich przypadków: kładę malucha spać i śpiewam mu prostą kołysankę. W tym momencie wpada rozgniewana siostra męża i zaczyna krzyczeć na cały pokój: “Natychmiast połóż dziecko do łóżeczka, musi samo nauczyć się zasypiać, bo inaczej będziesz mu śpiewać aż do jego emerytury!” Oczywiście wszystko skończyło się tym, że maluch się przestraszył i zaczął płakać, ale winę zrzucono na mnie.
Podczas karmienia stoi nade mną jak sęp i obserwuje, jak podaję synkowi jedzenie, co do niego mówię i jak on je. Zawsze jest z czegoś niezadowolona: albo mówię zbyt słodkim tonem, albo według niej w moim głosie jest za dużo surowości. Teraz już rozumiem, dlaczego jej dzieci są tak ciche i posłuszne – potrafią godzinami bawić się same, bez jakiegokolwiek udziału dorosłych.
Najtrudniejszy okres przyszedł w momencie, gdy u naszego synka zaczęły wyrzynać się ząbki. Do bezsennych nocy doszły rady wszechwiedzącej szwagierki, która uważała, że najlepiej wie, jak postępować z dzieckiem w tym czasie. Właśnie wtedy moja cierpliwość osiągnęła swoje granice.
Grzecznie podziękowałam jej za pomoc, ale dodałam, że dalej będę radzić sobie sama. Odpowiedź szwagierki wprawiła mnie w osłupienie: “Za kogo ty się masz? Przecież nie masz żadnego doświadczenia, co ty w ogóle zrobisz z tym dzieckiem?” Nie omieszkała również wspomnieć, że jestem fatalną gospodynią, a moje metody wychowawcze zrujnują życie synka, bo jestem nieudolną matką. Jej słowa sprawiły, że na chwilę zaniemówiłam, ale nie wdawałam się w kłótnie. Po prostu grzecznie powiedziałam, że nie potrzebuję niczyjej pomocy.
Jeśli myślicie, że na tym konflikt się skończył, to jesteście w błędzie. Gdy tylko mój mąż wrócił z pracy, szwagierka rzuciła się na niego z oskarżeniami, że jestem niewdzięczna, bo ignoruję jej mądre rady, choć ona martwi się o swojego bratanka. Na szczęście mąż stanął po mojej stronie. Podziękował jej za pomoc, ale zaznaczył, że już więcej nie będziemy potrzebować jej rad.
Po tym wydarzeniu najbardziej zdziwiło mnie to, że cała rodzina mojego męża zaczęła do nas dzwonić, oskarżając nas o odrzucenie pomocy “tak doświadczonej mamy”. Mąż spokojnie odpowiadał wszystkim, że jeśli potrzebują jej rad, to niech sami z nich korzystają, bo my sobie poradzimy. Później dowiedzieliśmy się, że szwagierka swoimi “złotymi radami” zamęczała wszystkich krewnych. Gdy ktoś się z nią nie zgadzał, wpadała w histerię i krzyczała, że wszyscy ją wykorzystują, a potem odwracają się od niej. Twierdziła, że to główny powód, dla którego rodzina się z nią nie kontaktuje.
Po tej kłótni nasze relacje ze szwagierką znacznie się pogorszyły, ale wcale mi to nie przeszkadza. Po konflikcie kilka razy jeszcze próbowała udzielać mi wskazówek, ale za każdym razem grzecznie je odrzucałam.
Dlaczego o tym wszystkim opowiedziałam? Chciałam, aby każdy rodzic sam zdecydował, co jest dla niego najważniejsze w wychowywaniu dziecka i jak powinien układać relacje z bliskimi.
