Mój mąż spędził piętnaście lat naszego małżeństwa na kanapie, a to ja utrzymywałam naszą rodzinę. Teraz uwierzył w siebie i chce rozwodu oraz połowy mojego biznesu
Kiedy wychodziłam za Stefana, wiedziałam, że nie jest to mężczyzna, przy którym kobieta czuje się jak za murem. W naszej rodzinie to ja byłam głową, bez wątpienia. I całkowicie mi to odpowiadało.
Zawsze wiedziałam, kim jestem i czego chcę od życia. A chciałam zarządzać ludźmi, mieć własny biznes, być bogatą i odnoszącą sukcesy. Jednocześnie chciałam też rodziny: męża, dzieci i przytulnego domu.
Kilka razy próbowałam budować poważne związki, ale z czasem zrozumiałam, że kobiety takie jak ja odstraszają większość mężczyzn. Albo bali się rywalizacji ze mną, albo próbowali mnie przytłoczyć i udowodnić, że to oni powinni być panami domu.
Stefan jednak różnił się od nich. Od pierwszego spotkania patrzył na mnie z podziwem i uwielbieniem. Słuchał, jak opowiadałam o pracy, z szeroko otwartymi oczami, i nigdy nie mówił, że kobieta powinna siedzieć w domu i zajmować się dziećmi.
Pobraliśmy się już po dziesięciu miesiącach znajomości. To była moja inicjatywa – to ja oświadczyłam się Stefanowi. Miałam wtedy trzydzieści pięć lat i rozumiałam, że jeśli teraz nie wyjdę za mąż i nie urodzę dzieci, to mogę już nigdy tego nie zrobić.
Dziesięć miesięcy później urodziła się nasza córka. Od razu zdecydowaliśmy, że to mąż zostanie w domu na urlopie rodzicielskim. Oczywiście, przez pierwsze trzy miesiące byłam z Marią.
Właśnie otworzyłam swój biznes i potrzebowałam dużo sił i czasu, aby go rozwinąć. Mąż bardzo mnie wspierał. Zajmował się domem i córką, a ja pracowałam.
Wszystko układało się dobrze, a po roku urodziła się nasza druga córka. Tym razem praktycznie od razu wróciłam do pracy. Uzgodniliśmy, że Stefan zrezygnuje ze swojej pracy i zatrudni się w mojej firmie. Miał niewielkie, nominalne stanowisko, nie musiał tam praktycznie nic robić, ale zarabiał całkiem dobrze.
I tak to wyglądało przez wszystkie te lata. Mąż pracował w mojej firmie tylko symbolicznie, a większość czasu poświęcał dzieciom i domowi. Do tego mieliśmy nianię i pomoc domową.
Wydawało mi się, że Stefan żyje w raju. Czyż nie o tym marzy większość ludzi? Nie musisz pracować, żyjesz wygodnie, zajmujesz się dziećmi, a w wolnym czasie robisz, co chcesz… Czy to nie jest życie?
Okazało się jednak, że mojemu mężowi czegoś brakowało. Mimo że dużo pracowałam, nie byłam ślepa. Szybko zorientowałam się, że mąż mnie zdradza. Od razu z nim porozmawiałam, a Stefan przyznał się do wszystkiego.
– Czyli rozwód – powiedziałam spokojnie. – Nie zamierzam tolerować takiego traktowania po wszystkim, co dla ciebie zrobiłam.
– To ja znosiłem ciebie przez te wszystkie lata! – nagle wykrzyknął. – I wszystko to dla dzieci! Nigdy nie uważałaś mnie za prawdziwego mężczyznę, zawsze robiłaś wszystko po swojemu, a ja byłem dla ciebie na drugim planie!
– A wyglądało na to, że całkiem dobrze ci tam było – zauważyłam. – Pokaż mi choć jednego ze swoich znajomych, który dostawał taką pensję, praktycznie nic nie robiąc. No cóż, teraz zaczniesz życie ze swoją kochanką, znajdziesz zwykłą pracę i przypomnisz sobie, jak dobrze było ze mną.
– Mam pełne prawo do połowy twojego biznesu! – nagle oświadczył.
Byłam zszokowana jego bezczelnością przez kilka sekund.
– Czy ci się coś nie pomyliło? – zapytałam. – Jakie masz prawo do mojego biznesu?
– Bez mnie nic byś nie osiągnęła! – krzyknął Stefan. – Zawsze byłem twoim niezawodnym zapleczem!
– To nie daje ci prawa do połowy mojego biznesu – odpowiedziałam.
– Pracowałem w twojej firmie przez wiele lat – przypomniał mąż. – I to nie na najniższym stanowisku. Gdybym nie zajmował się dziećmi i domem, robiłabyś to ty! Byłabyś teraz zwykłą gospodynią domową!
– Widzę, że trochę za bardzo w siebie uwierzyłeś – zauważyłam.
Stefan postanowił, że będzie walczył o podział majątku. Wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że przecenia swoje możliwości i nic mu się nie należy. Ale mąż chce iść ze mną do sądu. Cóż, zobaczymy.
