Postanowiłam oddać swoją emerytalną kartę synowej, żeby moja wnuczka niczego nie potrzebowała. A potem pewnego dnia wpadł do mnie mój syn Aleksander. Zjadł z apetytem zupę i, czerwieniąc się, poprosił o pożyczkę

Od dwóch lat jestem na emeryturze. Ale wcale nie siedzę bezczynnie w domu – zajmuję się tym, co kocham, i co przynosi mi dochód. Kocham zwierzęta z całego serca, dlatego oferuję opiekę tymczasową dla psów i kotów.

Nie dążę do wielkich zysków, więc nie przyjmuję zbyt wielu zwierzaków. Wolę stałych klientów – zysk jest stabilny, a obcowanie z czworonogami daje mi radość i poczucie komfortu.

Mam dom jednorodzinny, miejsca wystarczy dla wszystkich. Zazwyczaj mieszka u mnie 3–4 psy i tyle samo kotów. Ciekawe, że nawet jeśli trafi do mnie zwierzę z trudnym charakterem, w moim „przedszkolu” zachowuje się grzecznie. Atmosfera u mnie jest dobra i przyjazna.

Mam ukochaną wnuczkę Annę, która ma już sześć lat. Bardzo lubi mnie odwiedzać. Ale moja synowa Irena – to już inna sprawa. Ma trudny charakter i jakoś nie możemy się dogadać. Synowi jednak odpowiada, więc znaczy, że jest dobrą żoną. Nie wtrącam się do ich spraw. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Irena przestała przywozić do mnie Annę. Gdy zapytałam, dlaczego, zmarszczyła brwi i z pogardą odpowiedziała:

– Macie tu tyle zarazków i sierści, że Anna nie powinna wdychać tego wszystkiego!

Wzruszyłam ramionami. U mnie żadnych zarazków nie ma – wszystko jest czyste. Regularnie sprzątam, zamawiam też profesjonalne usługi sprzątające.

Mimo wszystko tęskniłam za Anną. Jest wspaniałą dziewczynką. Rzadko się teraz widujemy, ale chciałabym kupić jej nowe sukienki, poczęstować czymś smacznym, czy podarować zabawkę.

Pewnego dnia Irena zadzwoniła, narzekając, że trzeba przygotować Annę do szkoły, a wydatki są ogromne.

– Weź moją emerytalną kartę – powiedziałam. – Kupuj z niej wszystko, co potrzebne Annie do szkoły.

– Ale jednej emerytury nie wystarczy na wszystkie wydatki – westchnęła z żalem Irena, ale kartę przyjęła.

– Wcale ci jej nie zabieram. Każdego miesiąca dostaję emeryturę. Bierz, wydawaj na owoce, ubrania, buty dla Anny – dodałam, rozumiejąc, że mówi prawdę.

Wiem, że dzieci to drogie „hobby”, zwłaszcza gdy są w wieku szkolnym. Widać też, że Irena żyje oszczędnie. Kiedyś chodziła z pięknym manicure, robiła fryzury, kupowała sobie sukienki. Ale odkąd przestała pracować, pieniędzy jej brakuje.

Oddałam kartę spokojnie, bo zwykle nie korzystałam z emerytury – odkładałam ją na większe zakupy. Teraz jednak ważniejsze było wsparcie finansowe dla Anny.

Miałam też w tym pewien ukryty cel. Liczyłam, że dzięki temu Irena będzie częściej przywoziła do mnie Annę.

Rzeczywiście, kiedyś zadzwoniłam do synowej, proponując spotkanie w kawiarni, żeby poczęstować Annę czymś smacznym. Zgodziła się i przyprowadziła wnuczkę. Ale gdy złożyły zamówienie, spojrzała na mnie, jakby chciała powiedzieć: „Babciu, płać”.

Nie miałam nic przeciwko płaceniu, ale przecież karta emerytalna była u niej. Co miesiąc się na nią wpływały pieniądze. Mogła sama zapłacić. Nie zrobiłam jednak awantury i zapłaciłam.

Zauważyłam, że Irena wygląda dobrze – modnie ubrana, z elegancką fryzurą. Natomiast sposób, w jaki ubrana była Anna, bardzo mi się nie podobał.

Zapytana, co kupiła Annie, Irena odpowiedziała wymijająco, tłumacząc, że dużo pieniędzy idzie na zajęcia dodatkowe i sekcje dla dziewczynki. Skinęłam głową, bo rzeczywiście takie zajęcia są ważne.

Podczas kolejnego spotkania znów zauważyłam, że Irena ma nową sukienkę, a Anna nosi plecak, który najwyraźniej ktoś jej podarował. I znów nic nie powiedziałam. A potem wpadł do mnie Aleksander. Zjadł z apetytem zupę i, czerwieniąc się, poprosił o pożyczkę.

– Rozumiesz, mamo, ciężko teraz. Irena przestała pracować, a pieniędzy brakuje – tłumaczył syn, dojadając kolejną porcję.

Byłam wściekła i zaskoczona jednocześnie. Irena prosiła mnie, żebym nie mówiła synowi, że korzysta z mojej emerytury. Okazała się wyrachowaną osobą. Zabierała pieniądze na swoje sukienki i paznokcie, a dziecko wysyłała do szkoły w łachmanach. Nic nie powiedziałam Aleksandrowi, ale oddałam mu pieniądze, które odkładałam na budowę sauny.

Z Ireną odbyłam jednak poważną rozmowę. Rozpłakała się i przyznała do wszystkiego. Zabrałam kartę i zagroziłam, że jeśli nie zacznie mnie częściej odwiedzać z Anną, powiem Aleksandrowi o wszystkim.

Miesiąc później Irena znów poszła do pracy. Zaczęła kupować Annie ładne ubrania i zabawki. Pewnego razu zaproponowała wspólne wyjście do zoo. Sama zapłaciła za bilety i kupiła nam lody.

Spread the love