Byliśmy z mężem sześć lat małżeństwem, kiedy zakochałam się w innym mężczyźnie
Byliśmy z Piotrem małżeństwem od sześciu lat, gdy w moim życiu pojawił się inny mężczyzna. Uczucia do niego były tak silne, że spakowałam rzeczy, zabrałam dzieci i odeszłam od męża.
Jednak szczęścia w nowym związku nie było. Marek, mój kochanek, wytrzymał ze mną tylko chwilę. Wyciągnął ode mnie wszystkie oszczędności, a potem pokazał swoją prawdziwą twarz. Znalazł sobie młodszą kobietę, która nie miała dzieci, a mnie i moje dzieci po prostu wyrzucił z życia. Wróciłam do Piotra.
Mąż nie potrafił mi wybaczyć zdrady. Zaczął mnie kontrolować, kazał się tłumaczyć z każdego kroku, przeszukiwał mój telefon. W towarzystwie i przy dzieciach udawaliśmy kochającą się parę, ale na osobności byliśmy sobie obcy. Piotr nienawidził mnie za to, co zrobiłam, przeklinał i otwarcie mną gardził.
Wkrótce dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Piotr od razu zrozumiał, że dziecko nie jest jego. Zaczął pić, niszczył mieszkanie, a mnie bił i poniżał. Nie widziałam innego wyjścia, jak tylko usunąć ciążę.
Nienawidzę siebie za tę decyzję, ale wtedy wydawała się jedyną możliwą. Po tym wszystkim Piotr trochę się uspokoił. Co więcej, po jakimś czasie stwierdził, że chce mieć dziecko. Żebyście zrozumieli absurd tej sytuacji – przez cały ten czas Piotr mścił się na mnie, zdradzał mnie na prawo i lewo, a my nie dzieliliśmy już ani łóżka, ani żadnych ciepłych uczuć.
Groźbami zmusił mnie do zgody. Nie wiem, jakim cudem udało mi się donosić zdrowego malucha w takich warunkach, ale jakimś cudem tego dokonałam.
Przeżyliśmy razem jeszcze osiem lat. W małżeństwie pełnym nienawiści. Najgorsze wydarzenie miało miejsce podczas rodzinnego przyjęcia, gdy Piotr publicznie opowiedział o mojej zdradzie, ciąży z innym mężczyzną i aborcji.
Rok później odszedł ode mnie na dobre. Niedługo potem zmarł – na rękach swojej kochanki.
Od tamtej pory cała rodzina Piotra jest przeciwko mnie. Obrażają mnie, nazywają „prostytutką” i obwiniają za wszystko.
Moja rodzina unika rozmowy na ten temat. Moja córka nie potrafi mnie zrozumieć i od tamtej pory patrzy na mnie z rezerwą. Za to starszy syn mnie wspiera – wie, co to znaczy kochać. Najmłodszy syn nic nie wie o tej sytuacji i nie reaguje.
Wiem, że jestem winna. Nie zaprzeczam swojej winie. Ale dlaczego inni muszą jeszcze bardziej niszczyć moje życie? Sama zniszczyłam je już dawno. Zmieniłam je w pasmo bólu i cierpienia. Taka jest cena za jeden fatalny błąd.
