Moja mama dostała kiedyś w spadku mieszkanie, ale podarowała je mojej starszej siostrze na jej ślub. Dla mnie, oczywiście, nie miała już nic do dania, bo mama nie żyła w dostatku. Bardzo dobrze mnie traktowała, bardzo pomagała nam przy dziecku, dzięki czemu z mężem mogliśmy pracować. Jednak mama bardzo szybko się postarzała – raz ciśnienie, raz bolące nogi, raz jeszcze coś innego. Bywa, że przez cały dzień nie może wstać z łóżka. Teraz zaczęła do mnie dzwonić moja starsza siostra Maria, ale jej prośby wydają mi się dziwne.
Jestem szczęśliwą mamą. Mam dwie córki, starsza ma teraz 49 lat, młodsza prawie 41 – opowiada z dumą, ale i z nutą smutku emerytka Anna. – Uważam, że obu moim córkom bardzo dobrze pomogłam, jak tylko mogłam, w swoim czasie. Starszej córce Marii oddałam mieszkanie, na ślub podarowałam jej taki prezent, wtedy wszyscy byli zaskoczeni. Ale tego mieszkania nie kupiłam, po prostu akurat wtedy dostałam spadek po mojej matce, tę jednopokojową kawalerkę, i przepisałam ją na córkę.
– No proszę! Świetny prezent, nic dodać, nic ująć. To naprawdę duża pomoc, mieszkanie jako prezent ślubny dla nowożeńców. A młodszej córce z czasem też kupiliście mieszkanie, dobrze rozumiem?
– Niestety, nie. Olga, moja młodsza córka, nie dostała mieszkania. Pomogłam jej bardzo w wychowywaniu dziecka. Kiedy Olga została mamą, przestałam pracować i zajęłam się wnuczką od niemowlaka, tyle serca jej poświęciłam, szczerze mówiąc, nawet swoim córkom nie oddałam tyle sił i zdrowia, co wnuczce. Ciągle ją woziłam w wózku, codziennie zaprowadzałam do przedszkola, potem do szkoły, odrabiałam z nią lekcje, żeby lepiej się uczyła. Przy okazji gotowałam, prałam, sprzątałam mieszkanie. W tamtym czasie odciążyłam Olgę i jej męża na maksymalnym poziomie. Pracowali oboje od rana do wieczora, zarabiali pieniądze i spłacali kredyt na mieszkanie.
Anna najpierw ciężko wzdycha, ale potem jej twarz się rozjaśnia i pojawia się na niej delikatny uśmiech.
– No, teraz już wszystko, kredyt Olgi to przeszłość, akurat niedawno wpłacili ostatnią ratę, dzięki losowi. Teraz i moja młodsza córka ma swoje mieszkanie! Wnuczka też podrosła, teraz ma już trzynaście lat, prawie panna. W tym roku szkolnym już sama wszędzie jeździ, i do szkoły, i na zajęcia dodatkowe. Sama odrabia lekcje i podgrzewa sobie obiad. Radzi sobie beze mnie, jest prawie samodzielna. Tak się cieszę z jej powodu, jest moją dumą i światłem, bo to moje trzecie dziecko.
Niestety, zdrowie Anny ostatnio nie dopisuje, co ją smuci, bo nie może już zajmować się domem, odwozić wnuczki ani pomagać młodszej córce tak, jak robiła to przez wiele lat.
– Dobrze byłoby, gdyby to mama sama potrzebowała pomocy i wsparcia! – zauważa starsza siostra Maria. – Ma problemy z ciśnieniem, bolą ją nogi i do tego jeszcze mnóstwo innych dolegliwości. Bywają dni, że w ogóle nie może wstać z łóżka. Mówię Olce: twoja mama przez lata wspierała twoją rodzinę, teraz wasza kolej, żeby jej pomóc. Opiekuj się nią trochę, i włącz w to swoją córkę, ukochaną wnuczkę, którą wychowała od niemowlaka. Teraz to ona potrzebuje wsparcia od was.
Maria, nawiasem mówiąc, ma dwoje dorosłych dzieci, córkę i syna. Dawno rozwiodła się z mężem i mieszka teraz w tym samym mieszkaniu, które mama Anna kiedyś podarowała jej na ślub, a które dostała w spadku.
– A twoje dzieci? Czyżby nie były ukochanymi wnukami naszej mamy? – zapytała Olga.
Maria poczuła się urażona tymi słowami, od razu posmutniała.
– Moje dzieci? Ależ skąd, oczywiście, że nie! – mówi Maria. – O jakiej miłości mówisz! Moje dzieci prawie nie widywały babci w dzieciństwie. Początkowo była młoda, pracowała od rana do nocy, nie miała czasu na wnuki. Przyjeżdżała do nas na większe święta. A potem Olga urodziła córkę, i wszystko! Mama spędzała z nią cały czas, od rana do wieczora! Ze swoimi dziećmi zostawałam sama, ona mi nigdy nie pomagała. Byłam na urlopie macierzyńskim przez sześć lat, wyobrażasz sobie?
Maria wzdycha smutno.
– A potem, po urlopie, z dwójką dzieci bez wsparcia niewiele można zrobić. Ciągle zwolnienia lekarskie, trzeba nagle odebrać dzieci z przedszkola, jakieś dodatkowe zajęcia, a dzieci często chorowały. Oczywiście, kariery żadnej nie zrobiłam, w przeciwieństwie do naszej Olgi, która pracowała i nie przejmowała się, gdzie jest jej córka, czy zjadła, czy wróciła ze szkoły. Olce było to obojętne, bo wiedziała, że z dzieckiem w domu jest mama, która ze wszystkim sobie poradzi.
– Z mężem do wszystkiego doszliśmy sami! – opowiada młodsza córka Anny. – Na początku wspólnego życia nie mieliśmy absolutnie nic swojego. Przyszłam do niego wiele lat temu z torbą rzeczy do wynajmowanego pokoju. Niektórzy dostają mieszkania od rodziców na ślub – tak jak moja starsza siostra Maria, na przykład. A ja mieszkania nie dostałam. Musieliśmy zarabiać sami. Poradziliśmy sobie, ale cała młodość na to poszła, tyle musieliśmy pracować, że nawet nie chcę tego wspominać. Prawie nie widywałam mojej córki – rosła z babcią, podczas gdy ja zarabiałam.
– Wasza babcia często mówi o twojej córce, bardzo kocha wnuczkę.
– Mama kocha moją córkę, wiem, bardzo za nią tęskni. Teraz przyjeżdża do nas rzadziej niż wcześniej – choruje często. Bardzo się postarzała w ostatnim czasie. Już mówiłam Marii – trzeba coś zrobić! Jakoś pomóc mamie. Uważam, że rodzicami na starość powinni zajmować się ci, którym pomogli z mieszkaniem, a mama podarowała jej całe mieszkanie, bardzo pomogła w życiu. Co? Mama podarowała jej beztroską młodość. Miała własne mieszkanie od samego początku, w przeciwieństwie do mnie! Nie, my z mężem oczywiście też nie uchylamy się od tego, będziemy pomagać w miarę naszych możliwości. Ale główny ciężar problemów powinien być na Marii, a nie na mnie. Mama zawsze bardziej ją kochała, szczerze mówiąc, i mieszkanie to pokazuje. Mieszkanie to poważna sprawa.
A jakie jest wasze zdanie, która z sióstr powinna opiekować się matką na starość: Maria czy Olga? Starsza córka, która dostała nieruchomość? Czy młodsza, której matka bardzo pomogła i oddała wiele sił?
