Po 20 latach nasza klasa spotkała się na zjeździe absolwentów. Oczywiście na spotkanie przyszedł także Paweł. „A ty, Pawle, co u ciebie? Mam nadzieję, że przynajmniej nie myjesz podłóg” – złośliwie zapytała pani Maria, nasza najmniej lubiana nauczycielka

Miałem kolegę z klasy, Pawła. Był wspaniałym chłopakiem. Uczył się pilnie, choć niezbyt dobrze. Szczególnie uwielbiał matematykę.

Mama Pawła pracowała w naszej szkole jako sprzątaczka. Chłopak często pomagał mamie po lekcjach. Mył podłogi, ściany i nosił wodę. Na początku koledzy trochę się z niego wyśmiewali, ale on nie reagował. Później uczniowie zaczęli szanować pomoc Pawła i sami czasem pomagali jego mamie w drobnych pracach.

Pani Maria była naszą nauczycielką biologii. Dzieci nie polubiły jej już od pierwszej lekcji, bo nauczycielka była dość merkantylna. Zawsze była uprzejma wobec dzieci zamożnych rodziców, ale z pogardą odnosiła się do pozostałych.

Od pani Marii obrywało się wielu uczniom, ale szczególnie Pawłowi. Gdy tylko słabo przygotował się do sprawdzianu, pani Maria wyśmiewała go przed całą klasą. Ciągle powtarzała, że los Pawła jest przesądzony. Twierdziła, że tacy jak on nigdy nie osiągną niczego wielkiego.

Pewnego razu, na oczach całej klasy, powiedziała mu, że synowi sprzątaczki nigdy nie będzie pisane zostać dyrektorem. Podobnie jak dziecko dyrektora nigdy nie zniży się do poziomu sprzątacza. Paweł starał się to ignorować. Spokojnie ukończył szkołę.

Po 20 latach nasza klasa spotkała się na zjeździe absolwentów. Oczywiście Paweł również przyszedł. Na spotkanie przyszło także kilku naszych dawnych nauczycieli, w tym pani Maria. Choć znacznie się postarzała, wcale się nie zmieniła. Ledwo przekroczyła próg kawiarni, od razu zaczęła wypytywać swoich dawnych uczniów, kto co osiągnął w dorosłym życiu. Nie ominęła także Pawła.

– A ty, Pawle, jak? Mam nadzieję, że przynajmniej nie myjesz podłóg – zapytała złośliwie pani Maria.

– Nie, buduję domy – odpowiedział spokojnie Paweł.

– Aha, czyli pracujesz na budowie! No cóż, to całkiem nieźle.

– To nie do końca tak. Mam własną firmę budowlaną.

I wtedy twarz pani Marii nagle się zmieniła. Nie mogła dobrać słów ani złożyć ich w całość. Dosłownie łapała powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Ale najciekawszy argument Paweł zachował na koniec, gdy pani Maria zbierała się do domu.

Paweł polecił swojemu osobistemu kierowcy, aby odwiózł ją do domu. Powinniście byli zobaczyć jej minę, kiedy wsiadała do luksusowego SUV-a. Maria była bardziej ponura niż burzowa chmura.

Nigdy nie należy oceniać ludzi po tym, że są biedniejsi od ciebie. Życie wszystko poukłada.

Spread the love