Nigdy nawet nie myślałam, że to może być prawdą, gdy ludzie mówili, że jeśli żona zaczyna zarabiać więcej od swojego męża, to ich szczęście rodzinne i małżeństwo są skazane na porażkę. Dlatego, gdy szybko wspinałam się po szczeblach kariery i awansowano mnie trzykrotnie w ciągu roku, chodziłam z dumnie podniesioną głową, bo w naszym biurze miałam jedną z najwyższych pensji. Zaczęłam się ładnie ubierać, chodzić do salonów piękności i nie zauważyłam, jak Jarosław zaczął się zmieniać na moich oczach

Szczerze mówiąc, sama już nie wiem, co teraz robić w tej sytuacji, która ostatnio wytworzyła się w naszej rodzinie – mówi moja znajoma Anna. – Wydawało się, że z czasem wszystko będzie się układać lepiej, pojawią się nowe horyzonty i dobre perspektywy na przyszłość. A doszliśmy do tego, od czego zaczynaliśmy, a nawet jest smutniej, czego w ogóle się nie spodziewałam.

Moja znajoma Anna niedawno skończyła 38 lat, jest mężatką od 15 lat, a jej mąż Jarosław jest jej znajomym jeszcze z młodych lat.

Jej Jarosław był, jak to się mówi, prawdziwą gwiazdą uniwersytetu: sportowiec, prymus, aktywny młodzieniec, który zawsze był w centrum uwagi.

W tamtym czasie Anna szczerze wierzyła, że wylosowała szczęśliwy los na życie, który nie każdej kobiecie się trafia: było zbyt wiele kandydatek, które chciały zostać żoną Jarosława, bo był bardzo perspektywicznym i przystojnym młodym mężczyzną.

– Masz szczęście, Anka – zazdrościła jej najlepsza przyjaciółka Marta niedługo po ich ukończeniu studiów. – Ślub za miesiąc, nie masz problemów z mieszkaniem, Jarosław miał już świetną ofertę pracy jeszcze przed końcem studiów, i to z dobrą pensją oraz świetnym stanowiskiem, a u mnie pełna niepewność, nie wiadomo, co mnie czeka w życiu.

Wtedy sama Anna cieszyła się ze swojego szczęścia, nie wierzyła, że jej się udało.

Mąż dobrze się urządził w pracy, ona też jakby znalazła swoje miejsce w życiu, jego rodzice zostawili im dwupokojowe mieszkanie po babci, biała suknia ślubna została wybrana, obrączki kupione.

Anna szczerze kochała Jarosława, a on ją. Potem zaczęło się codzienne życie.

Nie, mąż Anny nie pokazał swojej „prawdziwej twarzy” podczas jej urlopu macierzyńskiego z synem, a potem z córką, bo tak się złożyło, że Anna była na urlopach macierzyńskich przez 6 lat, bo ich dzieci urodziły się z różnicą dokładnie 2 lat i 11 miesięcy.

Anna zajmowała się dziećmi, mąż szybko piął się po szczeblach kariery, rodzice Anny cieszyli się z pracowitego zięcia, a rodzice Jarosława kochali wnuki.

– Ale kiedy siedziałam w domu – wspomina Anna – okazało się, że nie mam do czego wracać, bo moja firma niestety została zamknięta. Musiałam szukać nowej pracy, co nie było łatwe.

– Nie musisz szukać byle jakiej pracy – przekonywał mnie mąż – nie brakuje nam chleba, na jedzenie i podstawowe potrzeby wystarcza. Szukaj więc pracy, która będzie interesująca i pozwoli ci bez problemu opiekować się dziećmi: można wziąć wolne, pójść na zwolnienie lekarskie czy poprosić o wolne z powodu spraw rodzinnych.

Anna znalazła pracę niedaleko domu. Praca nie była zbyt dochodowa, niestety. Oczywiście trochę się martwiła, jak sobie poradzi po długim okresie siedzenia w domu, ale już po miesiącu z zaskoczeniem zrozumiała, że radzi sobie całkiem nieźle, wszystko przychodzi jej łatwo.

– W zasadzie byłam zdziwiona – mówi Anna – za co naszemu personelowi płacą pieniądze, skoro prawie nic trudnego nie robimy? Nawet mi się nudziło, chciałam czegoś więcej.

Koledzy ostrzegali nową pracownicę przed zbyt dużym entuzjazmem, patrzyli na nią krzywo, ale szefostwo zauważyło tak zaangażowaną pracownicę. I już po pół roku Anna otrzymała swoje pierwsze poważne awanse, a potem kolejne.

Kiedy jej młodsza córka poszła do pierwszej klasy, w firmie Anny doszło do reorganizacji, oddział stał się filią większego przedsiębiorstwa, połowa personelu, głównie starszych pracowników, została zwolniona, a reszcie, bardziej perspektywicznym pracownikom, podniesiono pensję, a Anna w ogóle została kierowniczką tego oddziału.

– Z dziećmi nie było szczególnych problemów, tym bardziej że moja mama przejęła prawie wszystkie obowiązki związane z ich odprowadzaniem, karmieniem, była już na emeryturze – kontynuuje Anna – ale z mężem zaczęło dziać się coś niedobrego.

Jarosław nigdy nie wyrzucał Annie, że zarabia więcej od niego, wręcz przeciwnie, cieszył się: teraz on nie musi żyć w takim napięciu, bo troska o budżet rodzinny nie spoczywa tylko na jego barkach.

– Na początku jakby się trochę zmieszał – wspomina Anna – ale potem oznajmił: odchodzę z pracy, mam dość życia w takim tempie, jestem zmęczony po tylu latach.

– Nigdy wcześniej nie mogłem sobie pozwolić na normalny odpoczynek, zawsze miałem skomplikowany i ciężki grafik pracy – powiedział Jarosław do żony – a teraz mogę znaleźć coś, co mi się podoba. Nawet jeśli to nie będzie praca z dużą pensją.

– No cóż, mąż się zmęczył – poparła zięcia mama Anny – czasem nawet dobrze jest zmienić branżę, dawna praca go wyczerpała, stała się rutyną, niech sobie coś znajdzie i odpocznie.

– Ale on nic nie zmienił – tłumaczy Anna – od ponad dwóch lat leży na kanapie, leniwie przeglądając oferty pracy, a czasem dzwoniąc do firm. Na rozmowę kwalifikacyjną poszedł sześć razy przez cały ten czas. Oczywiście pieniędzy nam starcza, ale jest mi przykro: niczego nie chce, do niczego nie dąży.

– Ty siedziałaś w domu bardzo długo – mówi Jarosław w odpowiedzi na wyrzuty żony – nigdy ci tego nie wypominałem, a sam utrzymywałem was przez wiele lat.

– Ale ja siedziałam w domu – tłumaczy Anna – kiedy dzieci były małe, chodziłam z nimi do lekarzy, specjalistów, na zajęcia dodatkowe, a całe obowiązki domowe spoczywały na mnie. Zajmowałam się dziećmi, domem. A ty co? Nawet nie umyjesz po sobie kubka, nie podsmażysz gotowych kotletów. Co tu dużo mówić, moją córkę ze szkoły wciąż odbiera moja mama, a lekcje z dziećmi sprawdzam ja.

Jarosław nie miał na to odpowiedzi, za to niespodziewanie po stronie syna stanęli jego rodzice.

– To żona sama jest winna temu, co się stało w rodzinie – uważa matka Jarosława. – Dopóki czuł się głową rodziny i odpowiedzialnym za nią, miał motywację do pracy i zarabiania. A potem ty postanowiłaś robić karierę. W rodzinie ktoś musi grać pierwsze skrzypce. I tak mąż przeszedł na drugi plan. Wyciągnij wnioski, bo inaczej sytuacja się nie zmieni. Skoro żona chce być najważniejsza w domu, to niech będzie.

– Jakie wnioski? – mówi Anna. – Mam zostać w domu, żeby mąż znów zaczął pracować? A jeśli nie znajdzie nic dobrego z przyzwoitą pensją po prawie trzech latach siedzenia w domu, to z czego będziemy żyć w czwórkę, jeszcze z nastoletnimi dziećmi? Już nie mówię o tym, że Jarosław daje synowi zły przykład do naśladowania. Taki perspektywiczny mężczyzna, a całymi dniami siedzi na kanapie i nie wychodzi z domu.

Małżonkowie praktycznie nie mają o czym rozmawiać. Wszystkie tematy sprowadzają się do jednego, czyli do tego, że Jarosław nie pracuje i nie zarabia na rodzinę.

– Zostaw go – radzi jej przyjaciółka. – Widzisz, nie wytrzymał konkurencji z żoną, biedaczek. Walizka bez uchwytu, a kiedyś wydawał się takim perspektywicznym mężczyzną. Jak można było tak zniszczyć swoje życie rodzinne przez pieniądze i pracę?

Rzeczywiście, materialnie Anna nic nie traci w przypadku rozwodu, nawet biorąc pod uwagę, że będzie musiała kupić sobie i dzieciom jakieś mieszkanie, choćby na kredyt.

Ale nie potrafi zrobić tego kroku: szkoda jej tych wspólnie spędzonych lat, szkoda dawnych perspektyw, które kiedyś miał mąż. I jak pomóc mężowi, też jeszcze nie wymyśliła.

A dlaczego miałaby rezygnować ze swojej kariery tylko dlatego, że mężowi to się nie podoba? Przecież dobrze sobie ze wszystkim radzi. W czym jest jej wina?

– Czy naprawdę, żeby Jarosław wrócił do dawnego życia, muszę zrezygnować z pracy? – pyta. – Ale ja też chcę czuć się człowiekiem, a nie tylko gospodynią domową i kucharką. Przecież nie jestem gorsza od innych, też chcę pracować w biurze wśród ludzi i więcej zarabiać, żebyśmy mogli dobrze żyć i zapewnić dzieciom dobrą przyszłość. Też już nie chcę siedzieć w domu, przyzwyczaiłam się dobrze zarabiać, dlaczego miałabym rzucać tę pracę?

Czy to naprawdę prawda, że kiedy kobieta bierze na siebie większe zarobki i poświęca więcej czasu pracy, mężczyzna traci inicjatywę, mniej zarabia i nie czuje się żywicielem rodziny, a taka rodzina szybko się rozpada? Czy naprawdę Anna jest w tym winna?

Spread the love