Właściwie, mamo, dlaczego przyszliśmy z Marią? Przepraszam za moją nietaktowność, ale kiedy kupisz mi samochód? – pyta mnie syn. Siedzę, piję herbatę, patrzę na Michała i Marię – a oni mają obrączki na palcach. Nadal udaję, że nic nie wiem. Możecie sobie wyobrazić żal matki, gdy jej jedyny syn ożenił się i nie uznał za stosowne zaprosić własnej matki na swój ślub? A teraz przyszedł przypomnieć mi o mojej obietnicy

Jestem wdową, męża nie ma już od 13 lat, więc wychowywałam naszego syna sama. Było ciężko, musiałam pracować na dwóch etatach, żeby utrzymać nas na odpowiednim poziomie.

Nie byliśmy z mężem biedni, mój Wiktor dobrze zarabiał i kupił trzypokojowe mieszkanie. Miał też odłożoną pewną sumę pieniędzy. Zawsze powtarzał, że tych pieniędzy nie wolno ruszać, bo będą na mieszkanie dla naszego syna.

Michał dorósł, wykształcił się, zaczął pracować, a nawet znalazł sobie narzeczoną. Marię znam od dawna, bo są razem już około dwóch lat, a od kilku miesięcy syn mieszka u niej.

Ponieważ Maria ma własne mieszkanie, o co zadbali jej rodzice, to kwestia mieszkania dla syna przestała być problemem.

– Mamo, lepiej kup mi za te ojcowskie pieniądze samochód – zaproponował kiedyś syn.

Zgodziłam się, bo rzeczywiście, po co im dwa mieszkania? Moje, trzypokojowe, i tak kiedyś przypadnie Michałowi, bo jest moim jedynym spadkobiercą.

Umówiliśmy się więc, że kupię synowi samochód jako prezent ślubny od nas z ojcem.

Syn z narzeczoną często przychodzili do mnie, piłyśmy z Marią herbatę i rozmawiałyśmy o wszystkim. Starałam się nawiązać z nią zaufane relacje, żeby syn nie musiał wybierać między mną a nią, jak to czasami bywa.

Podarowałam Marii nasze rodzinne kolczyki, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie, aby pokazać jej swoją akceptację i dać do zrozumienia, że jest pełnoprawnym członkiem naszej rodziny.

Ostatnio syn zaczął mówić, że chcą z Marią pojechać razem na wakacje. Nie było ich przez tydzień. Nie dzwoniłam, nie przeszkadzałam, dałam im odpocząć od wszystkiego.

Pewnego wieczoru przyszła do mnie sąsiadka i zaczęła mi gratulować. Patrzę na nią zdziwiona i pytam – z czego?

– Jak to z czego? Twój Michał wziął ślub, to przecież taka radosna chwila! – mówi.

Aż usiadłam z wrażenia. Pytam, skąd ma tę informację. A ona mówi, że jej córka widziała zdjęcia w mediach społecznościowych, Michał i Maria zamieścili je na swoim profilu.

– Może się pomyliłaś? Sama chcę to zobaczyć.

Nie mam żadnych mediów społecznościowych, na co syn liczył, więc bez wahania umieścił piękne zdjęcia, na których razem z Marią biorą ślub.

Powiedzieć, że byłam w szoku, to jak nic nie powiedzieć. Zatkało mnie, a potem się rozpłakałam. Sąsiadka próbowała mnie pocieszyć, bo nawet nie przypuszczała, że nic o tym nie wiem.

Szczerze mówiąc, w najgorszym koszmarze nie przewidziałabym, że nie będę na ślubie mojego jedynego syna.

Na zdjęciach było widać, że z młodą parą były jeszcze dwie zaprzyjaźnione pary, które świętowały z nimi tę chwilę.

Syn wrócił z podróży szczęśliwy i żonaty, i przyszedł do mnie, jakby nic się nie stało, żeby dostać obiecanego samochodu. Bo przecież mieliśmy umowę – samochód na ślub. A skoro ślub już się odbył, to pozostało tylko kupić auto.

Nie wytrzymałam i pytam:

– Synu, jak mogłeś? Nie zaprosić mnie na swój ślub?

– A po co? Poradziliśmy sobie sami. Nic wielkiego się nie działo – tłumaczy spokojnie syn, bez wyrzutów sumienia.

– Mojej mamy nie było, więc uznaliśmy, że i pani nie trzeba – mówi Maria.

– Twojej mamy nie było, bo jest w Szwecji na zarobku. A ja jestem tutaj, na miejscu, i spokojnie mogłabym pojechać z wami na dwa dni, żeby być przy synu w tym ważnym dniu – odpowiadam.

– Mamo, nie obrażaj się. Nic wielkiego się nie stało. Lepiej pomyślmy, jaki samochód kupić – mówi Michał.

– Skoro nie było mnie na ślubie, nie będzie też żadnego prezentu – odpowiadam.

– To niesprawiedliwe, rodzice Marii podarowali jej mieszkanie. A od ciebie ma być samochód. Taka była nasza umowa! – upiera się syn.

Rozstrzygnijcie, kto z nas złamał umowę – ja czy syn? Co byście zrobili na moim miejscu?

Spread the love