Patrzę, jak moja przyjaciółka Kasia zaprowadziła porządek w rodzinie męża i zazdroszczę jej charakteru. Chciałabym być taka jak ona
Kto by pomyślał, że zostanie tą okropną synową z dowcipów jest takie proste. Wystarczy po prostu bronić swoich granic i voilà – relacje z teściową są zniszczone na zawsze. Dobrym tego przykładem jest moja najlepsza przyjaciółka. My z mężem dopiero niedawno wzięliśmy ślub, więc dopiero zaczynam tę drogę. Ale patrząc na przykład mojej Kasi, po prostu boję się powiedzieć słowo przeciw matce męża. I tak żyję swoje życie, kończąc kolejny dzień pracującego człowieka za drugim. A pieniędzy nie widzę – połowa naszych oszczędności idzie właśnie na teściową i jej rodzinę.
Za to na wszystkich uroczystościach rodzinnych jestem ulubioną synową. Zofia wychwala mnie przed wszystkimi swoimi koleżankami i nie może nacieszyć się swoim synem. A mnie, szczerze mówiąc, tak bardzo znudziło oszczędzanie na każdej parze zimowych butów. Gdyby ludzie tylko wiedzieli, jakim kosztem zdobywam status ulubionej synowej. Czasami wydaje mi się, że wolałabym, tak jak Kasia, być nielubianą krewną. Za to mieszkałabym we własnym domu, a mąż byłby przy mnie, a nie przy matce. Tylko odwagi mi brakuje.
Czasami, gdy nasłucham się opowieści przyjaciółki, włosy stają mi dęba. W innych rodzinach, okazuje się, talerze latają po domu, ludzie rzucają na siebie klątwy. Mnie to nie jest potrzebne. Jednak kontynuowanie życia w cieniu rodziny męża też mi się znudziło. Co robić?
Ze Sławkiem byliśmy w związku przez 6 lat, zanim wzięliśmy ślub. To rozstawaliśmy się, to schodziliśmy, ale w końcu miłość zwyciężyła. Jego mamę znałam już bardzo długo, ale częścią rodziny naprawdę stałam się dopiero po ślubie, czyli rok temu. Jednak o życiu rodzinnym nasłuchałam się od swoich przyjaciółek. Szczerze mówiąc, nie mogę powiedzieć, że któraś z nich jest szczęśliwa w małżeństwie. Poza tą Kasią, o której mowa na początku. Na początku myślałam, że jest trochę szalona, ale nie wtrącałam się w jej relacje. A teraz skłaniam się ku temu, że tylko jej postawę można uznać za właściwą i mam się od kogo uczyć…
Pracuję odkąd poszłam na studia. Nawet ze Sławkiem na początku było mi niezręcznie. Przyjmowanie zalotów i prezentów jest oczywiście miłe, ale w codziennym życiu przywykliśmy dzielić wszystko na pół. Oboje od studiów pracowaliśmy, więc wszystkie wydatki zawsze dzieliliśmy po równo.
Przyjaciółki wychodziły za mąż i pytały, kiedy Sławek mi się oświadczy. Najpierw żartowałam, ale potem też zaczęłam się zastanawiać. Tylko Kasia mnie odradzała: „Nie daj się, u ciebie ze Sławkiem i bez małżeństwa jest dobrze. A jak tylko wyjdziesz za mąż, będziesz musiała wszystko dzielić z jego rodziną”. No i tak się stało…
Sama Kasia zawsze była dziewczyną o niepokornym charakterze. Zalotników wyrzucała za drzwi, jak tylko coś jej nie pasowało. Ale nawet dla niej znalazł się kawaler, który mógł jej we wszystkim dogodzić. Zarabiał przyzwoicie (głównie za granicą na zarobkach), był dla niej łagodny i ugodowy. Zawsze robił tak, jak ona chciała.
Tylko z jego mamą nie dogadały się. W rodzinie męża Kasi był tylko jeden żywiciel – jej mąż, właściwie. Tak się ułożyło, że teść cały czas pił, a teściowa pracowała za dwoje, żeby utrzymać troje dzieci. I rozumiem, dlaczego nie chciała wypuścić syna. W końcu w rodzinie pojawił się ktoś, kto mógł zadbać i o siostry, i o matkę. Ale Kasia miała inne zdanie.
Przez ostatnie dziesięć lat starszy syn zrobił w rodzinnym domu generalny remont, zapłacił za naukę obu sióstr i utrzymuje swoich rodziców. Jednak od momentu ślubu coś się zmieniło. Na przykład Kasia nie rozumie, dlaczego jej mąż ma utrzymywać dwie zdrowe dziewczyny, które mają siły i czas, by zarabiać na swoje potrzeby samodzielnie. Nie chodzi nawet o naukę, ale o wydatki kieszonkowe.
W tym wspieram swoją przyjaciółkę. My sami, jak wielu innych, studiowaliśmy i jednocześnie pracowaliśmy. Ale jest jedna rzecz, z którą się nie zgadzam.
Rodzice męża Kasi nie są już młodzi, oboje mają ponad sześćdziesiąt lat. Wystarczający staż pracy ma tylko mama, a ojciec rodziny więcej przepija, niż przynosi do domu. Żyją niezamożnie, a bez pomocy syna pewnie żyliby w biedzie. Sytuacja w rodzinie stała się naprawdę zła, gdy Kasia surowo zabroniła mężowi przekazywać rodzinie duże sumy. Teraz tylko na duże święta, i to nie zawsze.
Czy trzeba mówić, jak cała rodzina się na nią uwzięła? Siostry męża bez skrępowania obmawiają ją za plecami. Po naszym miasteczku krążą takie okropne plotki, że aż strach słuchać. A teściowa, mówią, nawet poszła do wróżki, żeby ta wyczarowała drogiemu synowi rozwód. Tylko że Kasia czuje się z tym świetnie. Nie przejmują jej ani złośliwe języki, ani napięte relacje z rodziną męża. I mieszkają osobno, we własnym domu.
Moja sytuacja jest diametralnie odwrotna. Zaraz po ślubie przeprowadziliśmy się z naszego wynajmowanego mieszkania do domu rodziców. I wtedy się zaczęło…
Najpierw naprawiliśmy dach. Potem całkowicie urządziliśmy dwa nieużywane pokoje. Dom rodziców mojego Sławka jest ogromny, ale bardzo stary. Teściowa bardzo nalegała, byśmy „przestali wyrzucać pieniądze w błoto” i wreszcie przeprowadzili się do nich. Teraz wszystkie pieniądze idą na utrzymanie domu, zakupy dla całej rodziny i wspólny samochód, który też przeżywa ciężkie czasy. Na początku myślałam, że przeprowadzka będzie dobrym pomysłem. Ale bardzo szybko zrozumiałam, że pieniędzy od tego nie przybyło. Powiedzmy wprost, zaczęły topnieć w oczach. I wydaje mi się, że czasem Sławek daje rodzicom spore sumy, ale mi o tym nie mówi.
Za to teściowa mnie uwielbia. Wychwala mnie przed wszystkimi, nie może się nacieszyć. Jest mi oczywiście miło. Ale coraz częściej spoglądam na szczęśliwą Kasię i myślę: a może też się wyprowadzić? Wydaje mi się, że nasza sytuacja finansowa znacznie by się poprawiła. Oczywiście, Zofia będzie robić wszystko, by zatrzymać Sławka. Ale nie sądzę, by od razu znienawidziła mnie. Co o tym sądzisz?
