Przyjaciele nie zaprosili nas na wesele, bo uznali, że nie stać nas na prezent
Z moją przyjaciółką Marią poznałyśmy się jeszcze na pierwszym roku technikum rolniczego. Nasza przyjaźń rozwinęła się szybko i naturalnie, a na trzecim roku obie poznałyśmy swoich mężów. Stało się to na imprezie walentynkowej. Chłopcy również uczyli się w tym samym technikum. Zaczęło się kręcić, zaczęliśmy się spotykać parami.
Po jakimś czasie ja i Aleksander wzięliśmy ślub, ale Maria i Artur na razie nie spieszyli się z zalegalizowaniem związku. Byłam jednak pewna, że jeszcze będziemy świętować ich wesele, i z niecierpliwością czekałam na ten dzień. Niedawno z Aleksandrem świętowaliśmy przeprowadzkę. Kupiliśmy na kredyt i urządziliśmy duże trzypokojowe mieszkanie, bo w przyszłości planujemy dzieci.
Z przyjaciółmi widujemy się teraz niezbyt często, bo dużo pracujemy, bierzemy dodatkowe zmiany i inne zlecenia. Mamy wystarczająco pieniędzy, ale chcemy jak najszybciej spłacić kredyt i zająć się planowaniem dziecka.
Mimo wszystko od czasu do czasu spotykamy się. Ostatnio zaprosiliśmy ich na pizzę, żeby się spotkać i porozmawiać.
Wieczorem rozległ się dzwonek do drzwi.
– To my! Cześć, cześć! Przynieśliśmy szampana i tort jako dodatek do pizzy! – Maria i Artur weszli do przedpokoju.
– Cześć, świetnie! Dodatki się przydadzą. Dajcie tutaj, zaniosę na kuchnię. Aleksander siedzi w pokoju. A wy umyjcie ręce i wchodźcie – powitałam przyjaciół.
– Dobrze, czekamy na ciebie. Mamy dla ciebie nowinę – uśmiechnęła się Maria.
„Hmm, jest taka radosna. Może Artur wreszcie się oświadczył? Zaraz się dowiemy” – pomyślałam.
Pokroiłam pizzę, rozłożyłam na talerze i przyniosłam kieliszki.
– No, co to za nowina? Opowiadaj!
– Jesteśmy teraz mężem i żoną! – radośnie oznajmiła Maria, chwytając Artura za rękę i pokazując mi oraz Aleksandrowi ich obrączki.
– Gratulacje, ale czemu nawet nie robiliście wesela? – zdziwiłam się.
– Ależ było wesele, zdjęcia się jeszcze robią. Jak będą gotowe, wrzucimy je na stronę – odpowiedziała beztrosko przyjaciółka.
– Zaprosiliście tylko rodzinę, czy co? – zdziwił się Aleksander.
– Nie… zaprosiliśmy wiele osób – wyjaśnił Artur mojemu mężowi.
– A nas czemu nie zaprosiliście? – już nie wytrzymałam.
– No, niedawno wzięliście mieszkanie na kredyt. Pomyśleliśmy z Arturem, że po takim dużym wydatku nie będziecie chcieli dodatkowych kosztów związanych z weselem. Do tego jeszcze trzeba byłoby kupić prezent ślubny. To też niemałe pieniądze – wyjaśniła Maria, gryząc kawałek pizzy.
– I tylko dlatego nas nie zaprosiliście? Przyjaźnimy się tyle lat! Nie myślicie, że tym zachowaniem nas obraziliście? – zapytałam przyjaciół, patrząc im w oczy.
– A co, obraziliście się, czy co? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Maria.
– Wiesz, to niezbyt przyjemne, jeśli mam być szczera – powiedziałam sucho.
– Pff! Też mi powód do obrażania się. Odpuść to sobie! – próbowała mnie pocieszyć przyjaciółka.
– My was zaprosiliśmy na nasze wesele, mimo że nic od was nie dostaliśmy. Chodzi przecież nie o prezent! Artur, czemu milczysz? – chciałam dostrzec w ich oczach choć odrobinę skruchy.
– Co miałem powiedzieć. Z Marią ustaliliśmy to razem i taka była decyzja – próbował wykręcić się Artur.
– To wyjdźcie stąd. I tak nic dobrego z tego wieczoru już nie będzie – mój mąż wstał od stołu i wskazał „przyjaciołom” drzwi.
Zostałam siedzieć w pokoju, nawet nie poszłam się z nimi pożegnać. Rozczarowanie paliło mnie od środka.
Wyobrażałam sobie, jak nasze dzieci będą razem dorastać, jak będziemy jeździć na wspólne rodzinne wakacje i tak dalej. A co z tego wyszło? W tak uroczysty dzień przyjaciele po prostu nas zignorowali.
Bardzo mi smutno i przykro. Aleksander czuje to samo, tylko stara się tego nie okazywać. Nie wiem, czy będziemy chcieli dalej utrzymywać kontakt z takimi „oddanymi przyjaciółmi”.
