Niedawno zadzwoniła do mnie mama, chociaż nie rozmawiałyśmy ze sobą od dawna. I od razu zaczęła mi wyrzucać, że nie przyjeżdżam do niej, nie pomagam jej. A słyszę, że moja siostra jeszcze coś jej podpowiada: „Powiedz jej to, powiedz jej tamto, powiedz, że nie ma sumienia, powiedz, że jest niewdzięczną córką”. A mama to wszystko za nią powtarza. Było mi tak przykro po tej rozmowie, jak nigdy wcześniej. Lepiej byłoby, gdybym nie miała takiej rodziny
Niedawno zadzwoniła do mnie mama i zaczęła narzekać na mnie, że nigdy nie mam dla niej czasu, że widziała swojego wnuka tylko na jego trzecie urodziny, a on, nawiasem mówiąc, już poszedł do szkoły.
Słyszę, że moja siostra jeszcze coś podpowiada mamie: „Nie masz sumienia, nie odwiedzasz swojej matki” i prosi, żeby mama powtarzała to za nią. A ta słucha jej i powtarza, żeby mi wyrzucić.
Było mi bardzo przykro po tej rozmowie.
A kiedy mam jeździć i dokąd? Mam męża, pracę, dodatkową pracę, dziecko, kredyt. I nie do mojego rodzinnego domu mnie zapraszają mama i Maria, tylko do domu mojej siostry, 300 kilometrów od stolicy.
Prawie 10 lat temu mama płakała, że Maria została sama, mąż ją opuścił. Wywiózł ją od nas i co? Została z dwojgiem dzieci, młodsze nie miało nawet roku. Jak one będą żyły?
Już wtedy milczałam, nie powiedziałam nic, bo spieszyłam się, żeby przekazać radosną nowinę: Jarosław oświadczył mi się, wychodzę za mąż. Ale o przyszłym weselu udało mi się powiedzieć najbliższym dopiero po miesiącu.
– Na wesele pieniędzy ci nie dam – powiedziała mi wtedy od razu mama na tę wiadomość – może obejdziecie się bez hucznego świętowania? Siostrze teraz bardzo ciężko w życiu, bardziej potrzebuje pieniędzy.
Obejdziemy się, nie ma problemu, nawet nie wspomniałam o pieniądzach, a tym bardziej nie nalegałam na nie. Miałam wtedy 25 lat, a moja siostra jest ode mnie o 5 lat starsza, wychodziła za mąż z hucznym przyjęciem.
Pół roku później mama powiedziała mi, że mój mąż jest ze stolicy, mamy własne mieszkanie, a Maria z dwojgiem dzieci mieszka w mieszkaniu komunalnym. Wszystko postanowiłam.
Mama postanowiła tak: sprzedaje nasze mieszkanie w małym miasteczku i jedzie mieszkać do starszej córki, tam, sprzedając mieszkanie komunalne, które przypadło siostrze po rozwodzie, kupują siostrze trzypokojowe mieszkanie i wszyscy razem już mieszkają na jej terenie.
Mama powiedziała, że dzięki temu Maria będzie mogła wrócić do pracy, a ona będzie opiekować się wnukami. Mama wyraźnie powiedziała mi wtedy, że nie powinnam się obrażać: kto opiekuje się starymi rodzicami – temu przysługuje spadek.
Było mi smutno, że wszystko postanowiły same, nie radząc się mnie, ale mąż mnie pocieszył, mówiąc, że sami sobie poradzimy. I zaczęłam zapominać o tym, co zrobiła mama.
Urodziłam dwoje dzieci, we wszystkim pomagali nam rodzice męża, teściowie przyjęli mnie do swojej rodziny jak rodzoną córkę. My z Jarosławem też dużo pracowaliśmy, podczas gdy jego mama nam pomagała.
Teraz wszystko jest u nas dobrze, żyjemy i cieszymy się życiem, na tyle, na ile to możliwe w tych trudnych czasach.
Teraz zadzwoniła do mnie mama, wyrzucając mi, że nie przyjeżdżam do nich, zapomniałam o niej, w niczym nie pomagam.
Okazuje się, że moja siostra pożyczyła pieniądze, ale z pracą się jej nie powiodło i teraz żyją biednie. Mama skarżyła się, że nie starcza jej na chleb, a ja żyję w luksusie i nawet raz jej nie odwiedziłam.
A ja nie chcę jechać do mamy, choć jest mi jej żal, ale sama dokonała wyboru, a dla mnie najlepszą rodziną stali się obcy mi ludzie. Czy zawiniłam wobec mamy? Czy naprawdę mam jej pomagać?
