– Mamo, kiedy przyjedziesz? Potrzebujemy pieniędzy – mówi mi syn przez telefon. – Daria, tym razem musisz pomyśleć o sobie – radzi mi moja przyjaciółka Anna, która przez 20 lat naszej przyjaźni dobrze zna moją sytuację. – Tych pieniędzy, które masz, wystarczy akurat na kawalerkę, więcej ci nie potrzeba. Planowałam we wrześniu jechać do domu na urlop, ale zmieniłam zdanie, postanowiłam zrobić sobie przerwę, żeby zrozumieć, jak chcę dalej żyć, bo dotąd przez prawie 20 lat dźwigałam na swoich barkach rodziny dwóch moich dorosłych synów
– Mamo, kiedy przyjedziesz? Potrzebujemy pieniędzy – mówi mi syn przez telefon.
– Daria, tym razem musisz pomyśleć o sobie – radzi mi moja przyjaciółka Anna, która przez 20 lat naszej przyjaźni dobrze zna moją sytuację. – Tych pieniędzy, które masz, wystarczy akurat na kawalerkę, więcej ci nie potrzeba.
Planując we wrześniu jechać do domu na urlop, zmieniłam zdanie i postanowiłam zrobić sobie przerwę, żeby zrozumieć, jak chcę dalej żyć, bo dotąd przez prawie 20 lat dźwigałam na swoich barkach rodziny dwóch moich dorosłych synów.
Z czasem przekonałam się, że to niewdzięczne zajęcie, i ostatnich kilka lat odkładałam pieniądze dla siebie. A żeby synowie nie prosili mnie o nie, jak zawsze, powiedziałam im, że mam pewien plan, na realizację którego potrzebne są pieniądze, i dodałam, że wszystkim to się opłaci.
Moi synowie od razu rozmarzyli się, że chcę im kupić samochody, bo mieszkania już obaj ode mnie dostali. Nawet wymieniali mi marki, o których marzą – to niemieckie auta premium.
Nie chciałam ich rozczarowywać przed czasem. A po co? Niech myślą, co chcą, w końcu już pokazali swoje prawdziwe podejście do mnie.
Trzy lata temu przyjechałam do domu na urlop, wszystko było jak zawsze, miałam być w domu trzy tygodnie i wrócić. Ale moje plany nieco się zmieniły, bo zachorowałam i musiałam położyć się do szpitala.
Moi synowie byli już wtedy żonaci i mieszkali w mieszkaniach, które im kupiłam. Ja mieszkałam w swoim domu na wsi, który pozostawał bez należytego remontu, ponieważ wszystkie pieniądze oddawałam swoim synom, mając nadzieję, że w razie czego nie zostawią mnie w potrzebie.
Ale przez dwa tygodnie, gdy byłam w szpitalu, nikt mnie nie odwiedził – ani synowie, ani synowe. Ciągle mówili mi przez telefon, że są bardzo zajęci, i że mam pieniądze, więc wszystko sobie sama kupię.
– Proszę pani, nie ma pani dzieci? Dlaczego nikt pani nie pomaga? – zapytał mnie kiedyś lekarz.
– Nie mam – odpowiedziałam. Skłamałam, bo wstydziłam się powiedzieć prawdę, że mam dzieci, ale zapomniały o matce.
Gdy wypisałam się ze szpitala, potrzebowałam, by ktoś mnie zabrał do siebie, bo w moim domu woda i wszystkie wygody były na zewnątrz, a po szpitalu było mi ciężko za każdym razem wychodzić na dwór.
Synowie zaczęli kłócić się między sobą, do którego z nich mam pójść mieszkać i komu z nich więcej dałam. W rezultacie nikt mnie nie zabrał. Zapłaciłam sąsiadce, która przychodziła i pomagała mi, bo nawet proste przyniesienie wody ze studni do domu było dla mnie niemożliwe.
Kiedy poczułam się lepiej, wróciłam z powrotem do Włoch, ale wszystko, co działo się w domu, bardzo mnie zmieniło. Postanowiłam, że synowie ode mnie nic więcej nie dostaną.
Nawiasem mówiąc, nawet nie zrozumieli, że zrobili coś nie tak i że się obraziłam. Na początku dziwiło ich, że nie daję pieniędzy, ale potem myśl o samochodach, którą sami sobie wymyślili, bo ja im nic takiego nie mówiłam, grzała ich serca i cierpliwie czekali, kiedy to ja, jak Mikołaj, przyjadę i będę rozdawać prezenty.
Teraz starszy syn znalazł ładny samochód, za który trzeba już zapłacić, więc nalega, żebym przyjechała.
Ale przyjaciółka ostrzega mnie, że jeśli znowu dam pieniądze dzieciom – to będzie najgłupszy czyn z mojej strony.
– Kup sobie mieszkanie, nawet nie myśl inaczej! – mówi.
W przyszłym miesiącu jednak wybieram się do domu. Dzieciom o swoim przyjeździe nic nie powiem. Najpierw kupię sobie mieszkanie, załatwię formalności na siebie, a potem pokażę się synom. Przy okazji zobaczę, czy jestem im potrzebna bez pieniędzy.
