Niedawno zadzwoniła do mnie mama, chociaż długo się nie kontaktowałyśmy. Od razu zaczęła mi wyrzucać, że nie przyjeżdżam do niej, nie pomagam jej. A słyszę, że moja siostra coś jej podpowiada, mówi: „powiedz jej to, powiedz jej tamto, powiedz, że nie ma sumienia, powiedz, że jest niewdzięczną córką”. A mama wszystko to powtarza za nią. Tak przykro mi było po tej rozmowie, jak nigdy dotąd. Lepiej by było, gdybym nie miała takiej rodziny
Niedawno zadzwoniła do mnie moja mama i zaczęła się na mnie skarżyć, że wiecznie nie mam dla niej czasu, że rodzonego wnuka widziała na jego trzecie urodziny, a on, nawiasem mówiąc, już poszedł do szkoły.
A w telefonie słyszę, że moja rodzona siostra jeszcze coś podpowiada mamie, że nie mam sumienia, że nie jeżdżę i nie odwiedzam swojej rodzonej mamy, i prosi, żeby mama powtarzała mi to za nią. A ta słucha jej i powtarza, żeby mi dokuczyć.
Tak mi było nieprzyjemnie po tej rozmowie.
A kiedy mam jeździć i dokąd? Mam męża, pracę, dodatkową pracę, dziecko, kredyt. I nie do mojego rodzinnego domu mnie zapraszają mama i Wiktoria, a do domu mojej rodzonej siostry, 200 kilometrów od stolicy.
Prawie 10 lat temu mama płakała, że Wiktorię zostawił mąż. Wywiózł ją od nas i co? Zostawił ją z dwójką dzieci, młodsza nie miała nawet roku. Jak one będą żyć?
No, oczywiście, wiadomo, mieszkanie podzielą, Wiktoria będzie miała pokój w mieszkaniu komunalnym albo w najlepszym wypadku bardzo małe jednopokojowe mieszkanie. I co ona sama zrobi z dziećmi?
Już milczałam, nie mówiłam nic, bo biegłam do domu, by przekazać radosną nowinę: Andrzej mi się oświadczył, wychodzę za mąż. Ale o przyszłym weselu udało się powiedzieć najbliższym ludziom dopiero po miesiącu.
– Na wesele nie mogę ci dać pieniędzy – powiedziała mi od razu mama na tę wiadomość – może obejdziecie się bez wystawnego świętowania? Siostrze teraz bardzo ciężko w życiu, jej pieniądze są bardziej potrzebne.
Obejdziemy się, nie ma sprawy, nie chciałam nawet wspominać o pieniądzach ani tym bardziej na nie nalegać. Miałam wtedy 25 lat, a moja siostra jest o 5 lat starsza ode mnie, wychodziła za mąż z wystawnym przyjęciem.
A po pół roku mama powiedziała mi, że mam męża ze stolicy, własne mieszkanie, Wiktoria mieszka sama z dwójką dzieci w mieszkaniu komunalnym. Wszystko postanowiłam.
Mama postanowiła tak: nasze mieszkanie w małym miasteczku sprzedaje i jedzie mieszkać do starszej córki. Tam, sprzedając mieszkanie komunalne, które przypadło siostrze po rozwodzie, kupują siostrze trzypokojowe mieszkanie i mieszkają razem już na jej terenie.
Mama powiedziała, że Wiktoria tak będzie mogła wyjść do pracy, a ona będzie siedzieć z wnukami. Mama wtedy jasno mi powiedziała, że nie powinnam się obrażać: kto opiekuje się starymi rodzicami, temu z prawa należy się spadek.
Było mi smutno, że wszystko sami postanowili, nie radząc się ze mną, ale mój mąż uspokoił mnie, powiedział, że sami sobie poradzimy. I zaczęłam zapominać o zachowaniu mamy.
Urodziłam dwoje dzieci, we wszystkim pomagali nam rodzice męża, teściowie przyjęli mnie jak rodzoną córkę do swojej rodziny. My z Andrzejem też dużo pracowaliśmy, póki jego mama nam pomagała.
Teraz u nas wszystko jest dobrze, żyjemy i cieszymy się życiem, na ile to możliwe w naszych trudnych czasach.
Teraz moja mama zadzwoniła do mnie, zarzuca mi, że nie przyjeżdżam do nich, zapomniałam o mamie, niczym nie pomagam.
A okazuje się, że moja siostra pożyczyła pieniądze, a z pracą u niej tak się nie ułożyło i teraz żyją biednie. Mama skarżyła się, że teraz nie starcza jej na chleb, a ja żyję w luksusie i nawet ani razu jej nie odwiedziłam.
A ja nie chcę jechać do mamy, chociaż mi jej szkoda, ale sama dokonała swojego wyboru, a dla mnie najlepszą rodziną stali się obcy mi ludzie. Czy ja zawiniłam przed mamą? Czy naprawdę mam jej pomagać?
