– Mamo, przyjedź. Nie mam co jeść, w lodówce pusto. Nie mam w co się ubrać, wszystko brudne – zadzwonił Michał do mamusi. W odpowiedzi usłyszał głośny kaszel: – Wybacz, synku. Nie mogę, zasłabłam. Więc zrób wszystko sam. Pralkę masz. Sklep jest za rogiem… Mama bez słowa odłożyła słuchawkę. Michał wzruszył ramionami, ale nie oddzwonił

– Mamo, przyjedź. Nie mam co jeść, w lodówce pusto. Nie mam w co się ubrać, wszystko brudne – zadzwonił Michał do mamusi.

W odpowiedzi usłyszał głośny kaszel:

– Wybacz, synku. Nie mogę, zachorowałam. Więc zrób wszystko sam. Pralkę masz. Sklep jest za rogiem. I czy nie wstyd ci w twoich dwudziestu pięciu latach prosić matkę o pomoc? Jeśli sam nie potrafisz, ożeń się albo znajdź sobie dziewczynę. A ja już nie mam sił sprzątać za tobą brudu. Tym bardziej że jestem słaba. I gdybyś był dobrym synem, przyjechałbyś i zaopiekował się mną.

– No, mamo, nie mogę. Od ciebie daleko jeździć do pracy. A opiekować się chorymi nie umiem. Poproś Annę, sąsiadkę, ona ci pomoże – zaskomlał Michał.

Mama bez słowa odłożyła słuchawkę. Michał wzruszył ramionami, ale nie oddzwonił.

Posiedział jeszcze w internecie, ale zrozumiał, że jeśli teraz nic nie zje, to zacznie gryźć swój telefon. Przekopując się przez brudne rzeczy, wyłowił w miarę czyste dżinsy i sweter. Włożył buty i wsuwając kartę do kieszeni, poszedł do sklepu. Przeszedł się po alejkach, zebrał prawie pełny koszyk i do kasy.

Niedbale podał kartę, ale w odpowiedzi rozległ się żałosny pisk. „Niewystarczające środki” – wydrukował się paragon. Michał odłożył połowę, ale znów pisk, że nie ma pieniędzy. Ku niezadowoleniu kolejki, w końcu starczyło mu środków tylko na bochenek chleba i paczkę spaghetti.

Wyszedł ze sklepu zdezorientowany. Trzy dni temu przyszła mu wypłata na konto, a dziś już pustka. Tak, nie trzeba było przed Wiktorią, jego współpracownicą, szpanować. Luksusowa restauracja i stylowe okulary, a do tego niekończąca się podróż po mieście, po barach taksówką. Nic dziwnego, że nie zostało mu ani grosza. Dobrze by było, gdyby coś z tego było, ale Wiktoria jeszcze go wystawiła. W kolejnym barze spotkała swoich znajomych i pojechała z nimi. Nawet ręką nie pomachała, co za oszustka.

A gdy Michał liczył, ile wydał, jego mama Maria spokojnie piła herbatę ze swoją sąsiadką Anną.

– Po prostu go rozpuściłaś. Wszystko dla niego i o niego. Nawet drugi raz nie wyszłaś za mąż przez niego, po tym jak mąż odszedł. Bo Aleksander mu się nie spodobał. A przecież to był dobry człowiek. Złota rączka, kafelki w twojej łazience położył, żadna jeszcze nie odpadła. I dobrze zarabiał. Dobrze, że do niego nie pojechałaś. Już nie jest chłopcem, niech sam przyzwyczaja się do samodzielnego życia. A ty więcej nie odbieraj telefonu, jeśli co, ja odbiorę. Jeśli cię kocha i się martwi, sam przyjedzie – pouczała Marię Anna.

– Tobie łatwo mówić. Twoja córka jest ustawiona, mężatka i wnukiem już cię uradowała. A mój gamoń nic nie potrafi. Ani jajka usmażyć, ani prania włączyć. Wiesz, jak serce mnie za niego boli? – poskarżyła się Maria.

– Tak, rozumiem cię doskonale. Wiesz, jak na początku moi się kłócili? Martę też do domowych obowiązków za bardzo nie dopuszczałam. A u Wiktora mama dobrze gotuje. Powiem ci, z niczego takie pyszności robi. On się przyzwyczaił. A moja, to ziemniaki przypali, to kotlety przesuszy. Bardzo się kłócili, nawet chciała od niego odejść. Ale powiedziałam jej: masz taki przykład przed oczami. Idź do mamy Wiktora i poproś, żeby nauczyła cię wszystkich kulinarnych tajemnic. Przy okazji się zbliżyły. Posłuchała mnie córka i oto rezultat. Mąż zadowolony, z jego mamą mają dobre relacje, cały czas wymieniają się przepisami. Dopiero potem dotarło do mnie, że trzeba dawać kopniaka w życie bez żalu i łez. Bo inaczej do starości będziemy im pupy podcierać – podsumowała Anna.

Maria przytaknęła głową.

A Michał spróbował przygotować sobie kolację. Dzięki Bogu, wpadł na pomysł, żeby zajrzeć do internetu, bo inaczej wrzuciłby spaghetti prosto do zimnej wody. Jakoś sobie poradził, nawet znalazł kawałek sera w lodówce, starł go na talerz. Z dumą pomyślał, że potrafi gotować nie gorzej niż mama.

Potem postanowił zrobić pranie. Udało się, ale nie za pierwszym razem. To pokrywy nie domknął i musiał podłogę myć. Rozwiesił pranie i zabrał się za sprzątanie. Znalazł dużo brudnych skarpet i dwustuzłotowy banknot pod kanapą. Na jedzenie na parę dni wystarczy. Zmęczony padł na kanapę i nagle sobie przypomniał. Przecież mama jest chora. Poszukał w laptopie, co pomaga na kaszel i pobiegł do apteki. Zostało mu tylko na przejazd. „Z powrotem pójdę pieszo” – postanowił i poszedł na przystanek.

– Mamo, mamo, jak się czujesz? Przywiozłem ci tu coś, lecz się. Jeśli chcesz, zamieszkam u ciebie? Nie jest mi ciężko, uwierz. Najważniejsze, żeby z tobą wszystko było w porządku – obejmował Marię mocno, jak w dzieciństwie.

– I wybacz mi, jestem egoistą. Cały czas myślałem tylko o sobie. Ale obiecuję, więcej tak nie będzie – łzy popłynęły mu z oczu – Najważniejsze, żebyś była zdrowa i żyła długo.

Maria też zapłakała:

– I ty mi wybacz. Trochę skłamałam. Ze zdrowiem u mnie w porządku. Po prostu chciałam, żebyś wreszcie dorósł. Chodź, nakarmię cię, pewnie jesteś głodny?

Michał z dumą powiedział:

– Już jadłem, mamo. Spaghetti z serem. Sam przygotowałem. A herbatę chętnie wypiję. Tylko proszę cię, nie strasz mnie tak więcej, proszę.

Maria pogłaskała go po włosach:

– Nie będę. Obiecuję. Ale i ty posłuchaj mnie, Michał. Ożeń się wreszcie, chcę wnuków.

Michał przypomniał sobie Wiktorię i uśmiechnął się:

– To oczywiście problematyczne, ale postaram się.

Dzieci! Małe i duże. Pomagajcie swoim matkom, nie opuszczajcie ich. Wierzcie, gdy je stracicie, będzie bardzo boleć i ciężko. Kochajcie je za życia, a nie wtedy, gdy ich imię wyryte jest na zimnym kamieniu.

Spread the love