Ostatnio moja synowa coraz częściej zaczęła nam z mężem dawać do zrozumienia, że wszystkim razem jest nam ciasno w dwupokojowym mieszkaniu, wnuk rośnie i teraz potrzebuje własnego pokoju. A my z mężem nie mamy gdzie indziej mieszkać, więc powiedzieliśmy, że tymczasowo na lato pojedziemy mieszkać na działkę, żeby im było trochę łatwiej, a sami mieliśmy nadzieję, że dzieci jednak choć na zimę zabiorą nas z powrotem z działki do mieszkania. Ale niedawno dowiedzieliśmy się o nowinie dotyczącej synowej, teraz bardzo w to wątpimy
Mamy z mężem jedynego syna – Jarosława. 15 lat temu ożenił się z Anną, od tego czasu jest naszą synową.
Po swoim ślubie młode małżeństwo zamieszkało z nami. My z mężem mamy niewielkie mieszkanie, oczywiście dwupokojowe, ale syn jest jeden, więc zdecydowaliśmy, że możemy wszyscy razem się trochę ścisnąć, a dalej – jak los się potoczy.
Jest całkiem zrozumiałe, że po nas mieszkanie i tak zostanie naszemu synowi.
A nasza synowa ma jeszcze młodszego brata, jej rodzice są całkiem dobrymi ludźmi. Żyliśmy spokojnie, sama jestem osobą spokojną, mam dobre usposobienie.
Staram się łagodzić wszelkie nierówności rozsądnie i spokojnie, byleby nie kłócić się w rodzinie, aby dzieciom dobrze się żyło i żeby w rodzinie panował spokój i harmonia we wszystkim.
Z czasem urodził się nasz wnuk Michał. My z ojcem po prostu świata poza nim nie widzieliśmy, bardzo go kochaliśmy, bo bardzo czekaliśmy na pojawienie się dzieci u naszego syna, po prostu o tym marzyliśmy przez ostatnie lata.
I jakoś, niespodziewanie, moja synowa zaczęła bardzo często mówić mi, że wszystkim razem jest nam już ciasno w dwupokojowym mieszkaniu, wnuk rośnie i będzie potrzebował własnego, osobnego pokoju.
My z mężem od razu pomyśleliśmy, że nasze dzieci sugerują, że wkrótce się od nas wyprowadzą, że chcą kupić sobie mieszkanie albo wziąć kredyt. Ale bardzo się pomyliliśmy.
Jak się później okazało, Anna po prostu chce, żebyśmy z mężem opuścili własne mieszkanie. A co najważniejsze, Jarosław bardzo wspiera swoją żonę w tej kwestii. Takiego czegoś nie spodziewaliśmy się z mężem po naszym własnym dziecku.
Byliśmy bardzo zdziwieni. Jeszcze długo chodziliśmy jak nie w sobie, bo nie mogliśmy zrozumieć, jak rodzimy syn może liczyć na to, że na starość to właśnie my, a nie on, mamy opuścić swój dom.
Dzieci wkrótce zaczęły prosić, żebyśmy z mężem przeprowadzili się na działkę, a my nie mogliśmy im w tym odmówić, bo w końcu mamy jedynego syna.
Przeprowadziliśmy się z mężem na lato na działkę. Myśleliśmy, że to wszystko jest tymczasowe, trochę tam pomieszkamy, a na zimę dzieci zabiorą nas z powrotem do mieszkania.
A tu niedawno dowiedzieliśmy się, że do nich przyjechała matka synowej, teraz mieszka w naszym mieszkaniu. Okazało się, że Anna poprosiła swoją mamę, żeby zajmowała się naszym wnukiem, bo nie chce, żeby dziecko chodziło do przedszkola, bo często choruje. Do szkoły będzie siedzieć w domu.
Mój mąż bardzo się rozgniewał, kiedy się o tym dowiedział, powiedział, że tak być nie może, pakuje walizki i chce wracać ze mną do domu. A ja nie wiem, jak mam o tym powiedzieć synowi.
Co mamy teraz zrobić? Czy warto tak rzucić wszystko i bez konsultacji z dziećmi wrócić do domu? Czy lepiej uprzedzić ich i potem zbierać rzeczy? Ale rzecz w tym, że bez względu na to, jak postąpimy, dzieci i tak będą na nas obrażeni. Ale czy to normalne z ich strony, że poprosili nas o wyprowadzenie się z własnego domu, a tam sprowadzili matkę synowej do mieszkania?
