Bałam się mieszkać obok teściowej, a okazało się, że jest o wiele łatwiej.
Jestem już siedem lat w małżeństwie. A jak bardzo w ciągu tych lat mama męża zdążyła napsuć nam nerwów! Od samej chwili naszego ślubu, czyli od momentu, kiedy oficjalnie zamieszkała sama, postawiła sobie za cel nas doprowadzić do szału.
Ile razy w ciągu tych lat mama męża “umarła”, już nikt nie pamięta, ani ja, ani mąż, ani teściowa. Szczególnie lubiła to robić w dni, kiedy wiedziała, że mamy jakieś plany.
Oto usłyszy przypadkiem, jak mąż telefonicznie umawia się z przyjaciółmi na jutro na wycieczkę na łono natury, żeby zrobić grilla. I już, rano dostaniemy od niej telefon z cichym smętnym głosem, mówiącym, że teraz wy daleko pojedziecie, a ja już coś źle się czuję, a jeśli będzie gorzej, to nawet karetki wezwać nie będzie mogła.
Długo niszczyła wszystkie nasze plany. Dopóki mąż i ja nie staliśmy się trochę sprytniejsi i nie zaczęliśmy specjalnie z nią rozmawiać, że znów całe weekendy będziemy musieli spędzić w pracy i nie odpoczniemy. Dlaczegoś wtedy mama przestała chorować.
A potem urodziło się nam dziecko. I według logiki teściowej, teraz jestem zawsze wolna! Przecież siedzę w domu i mogę przyjechać samochodem w każdej chwili, a mamie jest ciężko.
I nie ważne, że z dzieckiem na rękach to nie takie proste do zrealizowania. Nawet z uwzględnieniem faktu, że córka świetnie śpi w samochodzie. Trzeba ją ubrać, się samemu ubrać, dojechać. A potem okazuje się, że podczas gdy my dojeżdżaliśmy, ciśnienie u mamy jakoś samo się normalizowało. Cuda!
Po pewnym czasie, po oszczędzeniu sobie nerwów, poważnie omówiliśmy to z mężem i postanowiliśmy przeprowadzić mamę bliżej. To już było po prostu nie do zniesienia, ciągle gnać w inny koniec miasta, żeby upewnić się, że teściowa znowu nie szaleje. Ale kiedy naprawdę może jej być źle, a nikt już nie będzie się śpieszyć z pomocą.
Było naprawdę strasznie. Bardzo bałam się, że jeśli teściowa teraz będzie mieszkać obok nas, to nie wypędzimy jej nawet kijem. Będzie się siedzieć od rana do wieczora.
Ale nagle stało się o wiele łatwiej. Jak tylko teściowa zaczyna krzyczeć o tym, że wszyscy o niej zapomnieli, wtrącając przy tym, że pochowano ją żywcem i nie odwiedzają, od razu zadajemy jej przeciwne pytania: “dlaczego sama nie przychodzisz?”.
A ona ma na to ochotę! Przecież ona sama będzie musiała biegać za wnuczką! Córka ma już cztery lata teraz i od razu prowadzi ją do swojego pokoju, żeby pokazać wszystkie zabawki. A potem zawsze prosi, żeby się z nią przejść.
A cały żart polega na tym, że matce męża podoba się, kiedy wszyscy tańczą wokół niej z bębnem. Nie ma ochoty się napinać dla kogoś.
Teraz my z córką, po wizycie w sklepie, biegniemy do babci, żeby zostawić produkty, których prosiła – i to wszystko! I już nigdzie indziej nie trzeba jechać na drugi koniec miasta.
I co ważne, bóle teściowej również znacznie zmniejszyły się od razu. To miejsce u nas jest chyba terapeutyczne! Sama ją zapisuję do wszystkich specjalistów.
Przez kilka lat myślałam, że muszę przeprowadzić się jak najdalej od takiej okropnej teściowej. Że ona nas z mężem absolutnie nie oszczędzi. Myślałam, że takiej matki nie zatrzymają ani morze, ani góry, ani rzeki.
A okazało się, że jej własna wnuczka ją doskonale odstrasza! W końcu mąż i ja planujemy jeszcze jedno dziecko. Myślę, że kiedy babcia będzie miała drugą wnuczkę, przestanie w ogóle przychodzić do nas w gości. Przecież świat przestanie kręcić się wokół niej.
