Partner mamy wymagał, żeby „nie rozpraszała się” wnukiem

Ten podejrzany osobnik pojawił się w życiu mojej mamy nagle. Do dziś nie wiem, ani też nie bardzo chcę wiedzieć, jak się poznali i czym ten Władysław tak oczarował moją mamę, że wzięła go pod swoje skrzydła, dosłownie i w przenośni.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam to „cudo”, miałam już dwadzieścia lat i studiowałam na trzecim roku uniwersytetu. Władysław nie przyszedł tylko po to, żeby się ze mną zapoznać. Przybył z dwoma torbami rzeczy, czyli na „stałe”. Mama, trochę zakłopotana, przedstawiła nas sobie. Moje emocje musiały być dość wyraźnie wypisane na twarzy, bo „gość” również okazał swoje zdziwienie, dając do zrozumienia, że trzeci (czyli ja) jest zbędny.

Po kilku tygodniach przebywania z wybrankiem mamy, zrozumiałam, że muszę uciekać z domu, bo z każdym dniem coraz trudniej było mi zachować neutralny stosunek do niego. Ciągle miałam ochotę przypomnieć mu, że mieszka u nas od niedawna, a już uważa się za gospodarza.

Miałam możliwość „ucieczki” – spotykałam się z kolegą z roku, który miał swoje mieszkanie po babci. Jeśli wcześniej mama była przeciwna mojej przeprowadzce do Artura przed ślubem, to po poznaniu „męża” nie miała nic przeciwko:

— Cóż, skoro się kochacie…

Słysząc takie „błogosławieństwo” od mamy, ledwo powstrzymałam śmiech. Taka nagła zmiana nastawienia!

Już po kilku dniach przeprowadziłam się do swojego chłopaka, a mama zanurzyła się w trosce i uwielbieniu dla swojego Władysława. Miał doświadczenie w życiu rodzinnym – dwa rozwody i dwoje dzieci z każdej relacji. Z niewielkiej pensji stróża płacił alimenty na młodsze dziecko, więc jego wkład w domowy budżet był minimalny. Ale mamie to nie przeszkadzało. Zarabiała całkiem dobrze, ubrała swojego zaniedbanego kochanka, a po pół roku zaczął błyszczeć porcelanowymi zębami, oczywiście za maminy rachunek. Od mamy słyszałam tylko:

— Pieniądze to nie wszystko…

Tak usprawiedliwiała Władysława, a raczej to, że nie starał się zarobić więcej, jak przystało na mężczyznę. Nie zadawałam zbędnych pytań, skoro taki układ jej odpowiadał.

Z Arturem skończyliśmy studia, a potem zdecydowaliśmy się na ślub, ale bez tradycyjnego wesela. Nie mogłam sobie wyobrazić „drogiego” gościa – Władysława – przy stole weselnym, a mama na pewno nie przyszłaby bez niego. Zamiast tego, pojechaliśmy z moim już mężem na krótkie wakacje, a potem wróciliśmy do codziennych obowiązków.

Przez kilka lat po ukończeniu studiów rzadko widywałam się z mamą, głównie rozmawiałyśmy przez telefon. Miałam wymagającą pracę, mama również, a do tego musiała opiekować się Władysławem, co robiła z wielkim zapałem.

Nie planowaliśmy z Arturem dziecka, postanowiliśmy, że zobaczymy, co przyniesie czas. Pewnego dnia, kiedy nagle poczułam mdłości i musiałam szybko pobiec do łazienki, zrozumiałam, że to się stało! W klinice potwierdzili moje przypuszczenia, ale lekarz ostrzegł, że ciąża może nie być łatwa. I rzeczywiście, już po miesiącu musiałam iść na podtrzymanie, a potem nie mogłam chodzić do pracy, zmieniając miejsce leżenia między szpitalem a domowym kanapą.

Mama, dowiedziawszy się, że zostanie babcią, bardzo się ucieszyła, a wiedząc o moim nie najlepszym stanie zdrowia, starała się pomagać – dostarczała dietetyczne jedzenie, a kiedy byłam w szpitalu, zajmowała się również zięciem, dostarczając mu posiłki. Dzięki wspólnym wysiłkom udało się osiągnąć szczęśliwy finał – urodziłam naszego Władzia bez większych problemów, ku zaskoczeniu i pochwałom lekarza.

Na wypisie z porodówki spotkali mnie krewni i przyjaciele, było bardzo wzruszająco, choć jedna twarz psuła całą atmosferę – Władysław. Nawet mnie nie pogratulował – po prostu wręczył bukiet, skinął głową na entuzjastyczne życzenia mamy i odsunął się na bok. Szczerze mówiąc, ani mnie to nie zdziwiło, ani nie zmartwiło.

Było dużo obowiązków przy małym dziecku, a mama znowu bardzo mnie wspierała. Uwielbiała swojego wnuka, regularnie przychodziła do nas, pomagała, spacerowała z małym, co oczywiście pochłaniało sporo czasu. Władysław już po kilku miesiącach zaczął się nudzić, widząc, że został zepchnięty na dalszy plan przez Władzia.

Najpierw zaczęły przychodzić na mój telefon wiadomości z aluzjami: „Czy mama nie za dużo ci pomaga?” i tym podobne. Potem przyszły „porady i sugestie”: „Może powinnaś sama zajmować się dzieckiem?”

Nie reagowałam na te wiadomości, a kiedy zobaczył, że nie odpowiadam, przeszedł do bardziej agresywnych treści: „Ile jeszcze będziesz obciążać matkę? Przez ciebie jest wykończona!” Odpowiedziałam, że to sprawa między mną a mamą, na co otrzymałam wiadomość: „Jesteś dorosła, zejdź matce z karku!”

Wieczorem, kiedy mąż wrócił z pracy, pokazałam mu te „dzieła”. Artur natychmiast zadzwonił do Władysława. Rozmowa odbyła się na balkonie, ale nawet po mimice i gestach męża łatwo było zgadnąć, że była bardzo emocjonalna.

Od tego czasu wiadomości od partnera mamy przestały przychodzić. Szczęśliwa babcia nadal cieszy się wnukiem, a ich relacja staje się coraz bardziej interesująca każdego dnia. Władysław, aby nie znaleźć się na marginesie historii, musi zaakceptować, że Władziu jest dla babci najważniejszy na świecie!

Spread the love