Mój mąż powiedział mi, że nudzi się ze mną, a po dwóch latach ja powiedziałam mu to samo

Około dwóch lat temu, jak grom z jasnego nieba, padły słowa mojego męża: „Jesteś taka poprawna, strasznie się z tobą nudzę”. To, co dla Pawła wydawało się wtedy nudne, dla mnie było normalnym życiem.

Rano zawsze budziłam się wcześniej, przygotowywałam śniadanie, potem ćwiczenia, przygotowania do pracy. Najpierw pomagałam mężowi, ponieważ jego dzień pracy zaczynał się wcześniej, potem sama się zbierałam.

Jedzenie zawsze gotowałam w domu, do pracy nosiliśmy je razem w pojemnikach. Wieczorem – zakupy, dom, gotowanie, sprzątanie, pranie, oglądanie serialu i sen. I zawsze uważałam, że robię wszystko dobrze – dbam o męża, troszczę się. On zawsze był najedzony, lodówka pełna, w domu czysto. No do czego można się przyczepić?

W soboty zazwyczaj robiłam porządki w domu, piekłam ciasta, wieczorem przychodzili do nas wspólni znajomi albo szliśmy gdzieś dużą grupą. Niedzielę poświęcaliśmy rodzicom męża i moim.

Pół dnia spędzaliśmy u jednych, pomagając jak mogliśmy, pół dnia u drugich. Wieczór niedzieli zazwyczaj spędzaliśmy w domu. Żadnych krzyków, żadnych kłótni. Zawsze panował u nas pokój i porządek. Do tego dnia…

Nagle mąż stwierdził, że nudzi się ze mną. Przez kilka godzin przytaczał mi przykłady swoich przyjaciół i znajomych, których życie tętni, kipi. Bawią się, szaleją, żyją. A my w naszych 28 latach nawet porządnie się pokłócić nie potrafimy. Tego wieczoru wyszedł, trzaskając drzwiami…

Szczerze mówiąc – moje życie bardziej niż mi odpowiadało, podobał mi się ten spokój i cisza, spokojny przebieg każdego dnia bez przygód i „burzliwych wód”. Ale wtedy, dla ukochanej osoby, postanowiłam się zmienić.

Najpierw – radykalnie zmieniłam swój wygląd. Zebrałam i wyrzuciłam wszystko, co miałam. Poszłam do sklepu i za oszczędności, które odkładaliśmy na działkę, kupiłam mnóstwo różnych ubrań. Zrobiłam krótką fryzurę, przefarbowałam włosy, zmieniłam się tak, żeby cały mój wygląd pokazywał, że nie lubię nudy.

Następnie – zmieniłam pracę. Zostałam nie zwykłym pracownikiem biurowym, ale organizatorem różnych wydarzeń. Nowa praca dała mi dostęp do mnóstwa interesujących rozrywek.

Kiedy po tygodniu mój mąż wrócił do domu, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Od tego momentu powiedziałam, że będziemy żyć inaczej. I rzeczywiście, od tego momentu prawie nie bywaliśmy w domu.

Wieczne bieganie gdzieś, rozrywki, nowe znajomości. W sumie w tygodniu spędzaliśmy w domu może 10 godzin. Resztę czasu spędzaliśmy wszędzie tam, gdzie tylko się dało. Kluby, restauracje, bary, imprezy, przyjaciele i inne, inne, inne.

Często chodziliśmy na wycieczki, jeździliśmy na rowerach, pływaliśmy kilka razy kajakami, na weekendy wyjeżdżaliśmy do innych miast.

Myślicie, że na tym kończy się historia? Nie. Już po kilku miesiącach nowego życia Paweł zaczął mi dawać do zrozumienia, że dobrze byłoby się zatrzymać, odpocząć, pobyć w domu.

Zaczął mówić, że tęskni za domowym jedzeniem, moim gotowaniem. Ale ja na to wszystko po prostu nie miałam czasu. Starałam się zrobić wszystko, żeby nie było mu ze mną nudno.

I właśnie tydzień temu Paweł powiedział mi: „Jesteś za aktywna, nie mogę tak. Chcę jak dawniej – domowego ciepła i przytulności. Chcę częściej bywać w domu, odwiedzać rodziców i jeść normalne jedzenie, a nie fast food z dostawy”.

Ale ja tego już nie chcę. Mimo że było mi bardzo trudno wciągnąć się w ten cały ruch, teraz nie chcę się zatrzymywać i wracać. Moje obecne życie mnie zadowala. Dokładnie tak samo jak życie przed zmianami, ale wracać nie chcę.

Tym razem, po słowach męża, mieliśmy poważną kłótnię. Wszystko jak on chciał. Tym razem znowu zebrał swoje rzeczy i poszedł na tydzień do mamy.

Uważam, że ma nadzieję wrócić do domu i zobaczyć mnie taką, jak dwa lata temu. Ale tak się nie dzieje, to nie film, gdzie można w jednej chwili się zmienić.

Kiedy Paweł wróci do domu po tygodniu, na stole będą czekać na niego dwa listy. Jeden – kopia wniosku o rozwód. A na drugim liście napisane jest tylko jedno zdanie: „Teraz to ja się z tobą nudzę!”.

Spread the love