Mam dość miękkości mojego męża. Wszyscy go wykorzystują

Wyszłam za mąż za człowieka, który po prostu nie jest w stanie bronić swojego zdania. Mam tego dość. Ze względu na jego miękki charakter, wszyscy, od jego szefa po rodzinę, go wykorzystują. Nawet jeśli mogłabym powstrzymać przyjaciół, nie mam żadnego wpływu na jego przełożonych. Daję mu rady, ale on ich nie słucha.

Poznałam kiedyś spokojnego, uprzejmego i życzliwego człowieka. Nie od razu zdałam sobie sprawę, że za tymi cechami kryje się niepewny i uległy charakter. Przed ślubem to się nie ujawniało. Później było za późno, żeby coś zmieniać. Mój mąż ma dość władczą matkę, która tłamsiła swoje dzieci od najmłodszych lat – zarówno syna, jak i córkę. Córka szybko wyszła za mąż i wyprowadziła się daleko, gdzie matka nie mogła jej dosięgnąć. Ja natomiast muszę bronić się przed jej ciągłym wtrącaniem się w nasze życie rodzinne.

Po zakupie samochodu, mąż zaczął cały czas wozić swoją matkę na różne sprawy. Wkrótce dołączyła do niej jej siostra. Nikogo nie obchodziło zdanie ani zajętość mojego męża. Matka mogła zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, a syn natychmiast rzucał wszystko i spełniał jej prośby, nawet jeśli byliśmy czymś zajęci lub mieliśmy plany.

Wielokrotnie wyrażałam swoje niezadowolenie z tego powodu, ale mąż zawsze spuszczał głowę i mruczał pod nosem: “To tylko prośba mamy, jak mogę jej odmówić”. Wtedy postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, zaczęłam sama dzwonić do teściowej i mówić, że mamy swoje życie. Zawsze się ze mną kłóciła. I tak było od pierwszego dnia.

Kiedy obudziliśmy się rano po ślubie, ona już stała w drzwiach i oznajmiła, że zaplanowała wyjazd na targ, gdzie jest tania rozsada. Samochodu wtedy jeszcze nie mieliśmy, po prostu używała syna jako tragarza. On wstał i pobiegł, a ja stałam z otwartymi ustami ze zdziwienia. I tak działo się regularnie. Musiałam się kłócić ze wszystkimi, co trochę pomagało. Z przyjaciółmi było podobnie. Nie byli mu prawdziwymi przyjaciółmi. Przypominali sobie o nim tylko wtedy, gdy potrzebowali pożyczyć pieniędzy lub coś przewieźć. Mąż, będąc bezinteresownym, zawsze pomagał. I znowu to ja musiałam za niego walczyć.

W pracy mąż cały czas zostaje po godzinach. Ciągle wysyłają go na delegacje, wykorzystując jego bezinteresowność. A gdy przychodzi do premii, to dostają ją wszyscy poza nim. O awansie nawet nie wspomina, choć wszyscy inni awansowali już dawno. Ciągle mu mówię, tłumaczę, doradzam, ale to nie pomaga. Zgodzi się ze mną, sam nie jest zadowolony z sytuacji, ale przed przełożonymi milczy i drży, spełniając wszystkie ich prośby. To samo dotyczy mamy i przyjaciół.

Ile już się z nim kłóciłam – nie pomaga. Ja występuję w roli zrzędy i cały czas muszę bronić się przed tymi wszystkimi darmozjadami. Usiedli sobie wygodnie na karku i zwiesili nogi. Mam dość. Jestem zmęczona. Wyszłam za mąż, a nie odwrotnie. On zawsze wygląda na winnego, mruczy usprawiedliwienia pod nosem, ale nikomu nie potrafi odmówić.

Mój mąż to dobry człowiek. Jest inteligentny, bystry, życzliwy, ale te cechy nie pomagają mu w karierze ani w życiu. A ja w takim tempie mogę wkrótce stać się histeryczką i nerwuską. Wybucham już przy byle okazji. Kiedyś byłam inna, a życie rodzinne mnie zgryźliło. Jeśli mój mąż w najbliższym czasie choć trochę się nie zmieni, nie stanie się mężczyzną, zagroziłam mu, że odejdę. Nie potrzebuję takich relacji z cielęciem.

Spread the love