Mój mąż wydaje mnóstwo pieniędzy na córkę z pierwszego małżeństwa, bo twierdzi, że „rośnie bez ojcowskiej uwagi”. Jednak nasza córka również prawie go nie widuje
Mój mąż poświęca zbyt wiele pieniędzy i uwagi swojej córce z pierwszego małżeństwa. Uderza to w nasz rodzinny budżet, ale on tłumaczy, że w ten sposób rekompensuje dziewczynce brak obecności ojca. Tymczasem nasza córka widuje go rzadziej niż ta „biedna sierotka”.
Kiedy wzięliśmy ślub, wiedziałam, że to nie jest pierwsze małżeństwo mojego męża, że ma córkę z poprzedniego związku. Od razu powiedział, że będzie pomagał tej dziewczynce, pomaga teraz i będzie pomagał w przyszłości.
Nie miałam nic przeciwko temu, dziecko nie jest winne, że rodzice się rozstali. Na początku rzeczywiście nie stanowiło to problemu.
Później urodziła się nasza córka, różnica wieku między nią a starszą córką męża wynosi około cztery lata, może trochę więcej. Poszłam na urlop macierzyński, ale mimo to nie popadliśmy w biedę. Mąż nadal dużo pracował i utrzymywał rodzinę na godnym poziomie. Nie poświęcał naszej córce zbyt wiele uwagi, bo spędzał dużo czasu w pracy, a jeden wolny dzień poświęcał na wizytę u starszej córki i swoich rodziców.
Myślałam, że po prostu nie interesuje go niemowlę, z czasem to minie, bo przecież z tą starszą spędzał czas.
Kiedy starsza córka poszła do szkoły, wydatki na nią wzrosły. Ale wtedy już wróciłam do pracy, więc nie miało to większego wpływu na nasze finanse. Z każdym rokiem jednak jej potrzeby rosły.
Wiem, że sama dzwoniła do ojca i mówiła o swoich zachciankach, była żona nie wymagała niczego od męża. Nie będę jej zarzucać, że po prostu wyciągała od niego pieniądze, a dziecko było pretekstem, bo tak nie było.
Kilka razy mąż nawet kłócił się z byłą żoną. Jak zrozumiałam, ona żądała, żeby przestał rozpieszczać dziecko, a mąż tłumaczył, że czuje się winny wobec córki, więc pozwala jej na małe ustępstwa. Naszej wspólnej córki to jakoś nie dotyczyło, chociaż, jeśli liczyć czas, spędzał ze starszą więcej czasu niż z młodszą.
Zawsze spędzał ze starszą jej urodziny, jeden wolny dzień w tygodniu, prawie wszystkie święta. We dwójkę, naszą córkę nie zabierał na takie spotkania, uważał, że dziewczynki będą zazdrosne i tylko popsują cały dzień. Nie nalegałam, ale chciałabym, żeby mąż poświęcał naszej córce tyle samo czasu.
Ale nie, w sobotę biega i skacze ze starszą, a w niedzielę leży w domu, bo w poniedziałek do pracy. Czy to sprawiedliwe? Uważam, że nie. Ale mąż jest przekonany, że nasza córka dostaje więcej kontaktu z ojcem niż starsza.
Jednak nie uważam, że oglądanie ojca, który siedzi przed komputerem lub leży przed telewizorem, można nazwać wspólnym spędzaniem czasu.
Teraz starsza dziewczynka ma już piętnaście lat i jej potrzeby mnie zaskakują. Na siebie nie wydaję tyle, nie mówiąc już o naszej córce. Tam są i telefony, i laptopy, i markowe ubrania, i wakacje – wszystko to kosztuje dużo pieniędzy, które mąż bez wahania jej daje. A potem nie możemy pojechać na normalne wakacje, bo brakuje nam pieniędzy.
Po tej historii z wakacjami wybuchłam. Już wcześniej nie podobało mi się, że mąż poświęca tyle pieniędzy i czasu starszej córce, a teraz to już mi przeszkadza w normalnym życiu. Tłumaczenia męża, że tam jest nastolatka, a on stara się, żeby nie czuła się pokrzywdzona, tylko mnie bardziej rozzłościły.
To znaczy, że to, co czuje nasza córka, która marzyła o wyjeździe, nie ma dla niego znaczenia, a to, co czuje piętnastoletnia dziewczyna, której już czwarty telefon w tym roku kupuje, jest dla niego ważne. Od trzech lat chodzę z jednym telefonem, to możliwe.
Mąż uważa, że jest równie dobrym ojcem dla obu dziewczynek. Ale myślę, że powinnam się z nim rozwieść i wyprowadzić, żeby zaczął poświęcać córce chociaż połowę uwagi i wydawać na nią chociaż połowę tych pieniędzy, które daje starszej. Wtedy wszystkie warunki zostaną spełnione – dziewczynka zostanie bez ojca, a włączy się tryb kompensacji. Choć brzmi to śmiesznie, naprawdę rozważam tę opcję.
