Tak, wysłałam chorego męża do teściowej. I co z tego?
Jesteśmy z mężem w małżeństwie od czterech lat. Do tej pory nigdy się nie kłóciliśmy i żyliśmy w zgodzie. Jednak przed Nowym Rokiem pierwszy raz się sprzeczaliśmy. Z jakiego powodu? Z powodu infekcji wirusowej!
Przed świętami mąż poważnie zachorował. Ktoś z kolegów przyniósł wirusa i on się zaraził. Powaliło go dość mocno, więc zadzwonił do mnie z pracy i skarżył się na złe samopoczucie.
Po jego telefonie zaczęłam się martwić. A co jeśli zarazi naszą córkę? Ma tylko miesiąc. Mieszkamy w kawalerce, więc nie ma możliwości, żeby go odizolować. Wiedziałam, że dla tak małego dziecka zachorowanie na infekcję wirusową może mieć trudne do przewidzenia konsekwencje.
Zadzwoniłam do teściowej i zapytałam, czy nie ma nic przeciwko, żeby Eryk u niej przez tydzień pomieszkał, dopóki nie wyzdrowieje. Ma trzy pokoje, więc na pewno znajdzie się wolne miejsce. Teściowa zrozumiała i zgodziła się zaopiekować chorym synem. Chciała znów poczuć się potrzebna, bo dawno się nim nie opiekowała.
Myślałam, że problem został rozwiązany… Ale mąż się na mnie obraził. Stwierdził, że ma daleko do mamy (dwie dodatkowe przystanki), a ma gorączkę.
— Nie spodziewałem się tego po tobie. Czyli już cię nie obchodzę? Urodziłaś dziecko i zapomniałaś o mnie? — powiedział i wyjechał.
Rozpłakałam się. Całą noc nie spałam, tak się martwiłam. Dlaczego robi mi takie sceny?
