Zdecydowałam zabrać do siebie do domu moją 85-letnią mamę, ale wtedy mój mąż powiedział, że jest przeciwko. Zebrał swoje rzeczy i odszedł z domu, obiecał wrócić, gdy mamy tam nie będzie. Ale nie mogę tak postąpić z bliską osobą, więc poprosiłam naszych synów, aby nam z babcią pomogli.
Dopiero niedawno zrozumiałam, że dobrze się żyje, kiedy wszystko jest dobrze. A jeśli zaczynają się jakieś trudności, to nie każdy to wytrzyma. Tak też mój mąż, który nie wytrzymał tego, że musiałam się zająć swoją mamą, która nagle zachorowała i potrzebowała pomocy.
Byłam pewna, że mój mąż, z którym żyłam wiele lat, podejdzie do tego ze zrozumieniem, ale zaskoczył mnie swoją reakcją.
Mam 52 lata, a mama ma już 85 lat i ma wiele chorób. Obecnie trudno jej sobie poradzić sama, nie może sama iść do sklepu, apteki, banku, aby zapłacić za usługi komunalne. Więc teraz muszę to robić ja, jej córka.
Pracuję i mam własną rodzinę, której też muszę poświęcić czas. Dlatego zdecydowałam, że będzie lepiej, jeśli zabiorę mamę do siebie. Ale mój mąż nie polubił tego pomysłu. Powiedział wprost, że jest przeciwko. Nie mogłam uwierzyć, że mówi to na poważnie, w końcu chodziło o moją własną matkę. Dopiero później zrozumiałam, dlaczego mój mąż tak się zachowywał. Ale po kolei.
Mamy dwóch synów, starszy już jest żonaty, a młodszy właśnie postanowił się ożenić. Przekonałam męża, że lepiej będzie, jeśli młodzi wprowadzą się do mieszkania mamy, a my zabierzemy mamę do siebie. Na tę propozycję mąż, chociaż niechętnie, zgodził się.
Przeprowadziliśmy mamę do nas, a mieszkanie przepisaliśmy na naszego syna. Od tego momentu moje życie zmieniło się nie do poznania. Mama nie spała nocami, bo źle się czuła, prawie co noc wzywałam dla niej karetkę. Byłam bardzo zmęczona, nie wyspana chodziłam do pracy, a moje kierownictwo to zauważyło, w rezultacie zaczęłam mieć problemy w pracy.
Widziałam, że mąż chodzi jakiś nie swoi, ale nie mogłam zrozumieć przyczyny, dopóki mi prosto nie powiedział, że odchodzi do innej kobiety. Okazało się, że ich romans trwał już wiele lat, a ja o tym nawet nie podejrzewałam.
Mąż odszedł, dzieci się rozjechały, bo miały własne rodziny, a ja zostałam sama ze swoją starą mamą. Straciłam pracę, więc teraz żyjemy skromną emeryturą mamy, bardzo nam brakuje pieniędzy.
Ostatnio odwiedzili mnie moi byli koledzy z pracy i doradzili, żeby oddać mamę do domu dla seniorów . Tam będzie miała opiekę, a ja będę mogła wyjść do pracy przed emeryturą, bo staż pracy wpływa na wysokość emerytury.
Szczerze mówiąc, też o tym myślałam. Zatrzymuje mnie tylko jedno: moja przyszła starość. A co jeśli ja też będę potrzebować opieki, a dzieci oddadzą mnie do domu spokojnej starości?
A tu jeszcze mój były mąż zadzwonił, zapytał, jak się mam, i obiecał, że wróci do rodziny (coś mu tam nie wyszło), jak tylko umieszczę mamę w domu opieki dla osób starszych. Zapytałam go: czy on będzie wiecznie młody i nie będzie potrzebował opieki? Po prostu odłożył słuchawkę.
Patrzę na swoją mamę i rozumiem, że nie mogę tak postąpić, ona na to nie zasłużyła. Teraz proszę swoich synów, aby trochę mi pomogli finansowo, abyśmy z mamą jakoś przetrwali. Pomogą babci i zobaczą dobry przykład, mam nadzieję, że też mnie nie zostawią na starość na pastwę losu.
