“Twój główny zasób to ty”. Pouczająca historia dla kobiet, które przyzwyczaiły się poświęcać siebie dla innych

Niedawno jedna kobieta, którą bardzo szanuję, powiedziała mi coś takiego:

– Najważniejszą osobą w moim życiu jestem ja. Przede wszystkim inwestuję wszystko w siebie. Bez mnie – nic nie będzie. Dlatego ważne jest, aby mi było dobrze…

To mnie zaskoczyło. W myślach prychnęłam, nie zgadzając się.

Najważniejsze to ja…

A jak to, jak to? Bezkorzystna miłość do własnych dzieci, do rodziców? Kwestie etyki, poświęcenia? A, w końcu, znane “świecąc innym, samemu się spalam”? Co z tym wszystkim zrobić, jak połączyć to z przekonaniem o bezwarunkowym egoizmie, które mi przedstawiono?

I wtedy, w środku mojego wewnętrznego zgrzytania, przypomniałam sobie to, co wydarzyło się ze mną prawie dwa lata temu.

Wtedy w naszej rodzinie wybuchła jakaś burza, jak w tytułowym filmie. Kupiliśmy mieszkanie, które, oprócz ogromnych rat kredytowych, wymagało ciągłych inwestycji w postaci płytek, laminatu, tapet itp.

Nasz dziadek zachorował.

Moja praca wymagała ode mnie nieskończonych nakładów umysłowych i czasu.

A córka wybuchła, marząc o rzuceniu nauki z hasłem “nie chcę się uczyć, chcę pić, imprezować i bawić się”.

Rozdzierałam się na kawałki między pracą a obowiązkami opiekunki chorego, próbując jednocześnie być uważną żoną i troskliwą matką. Ja, ze swoją wadą wzorowej uczennicy, chciałam zadowolić wszystkich naraz i o sobie całkowicie zapomniałam. Żyłam interesami innych, próbując pomóc jednocześnie każdemu.

I wiecie co? Wszyscy dookoła byli mną niezadowoleni.

Mężowi nie podobało się, że stan ojca się pogarsza, pomimo wszystkich moich starań, a ja staję się jakaś nerwowa. W pracy chcieli niezmiennie pracy w imię firmy i krytykowali mnie, że jej nie ma. Córka była niezadowolona z tego, że poświęcam jej mało uwagi i, prawdopodobnie, całą epopeję z rzuceniem nauki zaczęła na złość mnie. Mama była niezadowolona ze wszystkiego – zawsze jest mną niezadowolona…

To przygnębienie niezadowolenia wisiało nade mną, ciążyło na mnie, malując moje życie w beznadziejnie smutne tony. Byłam jak na dnie studni, patrząc na świat przez mały okrągły otwór z dalekiego ciemnego dołu…

Najpierw ciśnienie skoczyło do niewiarygodnych liczb. Potem ja, uważająca się za absolutnie zdrową kobietę, jak wyrok usłyszałam od lekarzy o moich dawnych chronicznych chorobach, które nagle wszystkie naraz dały o sobie znać. Pewnego razu, jak Kopciuszek w jednym bucie, zostałam zabrana z pracy karetką pogotowia…

A ja z ostatnich sił kręciłam się, próbując dać każdemu maksimum i nieustannie obwiniając się za to, że nie wychodzi. Swoje zasoby czerpałam wielkimi porcjami dla tych, którzy ich potrzebowali. Myślałam, że mam ich nieskończoną beczkę.

Ale nie, nie jest nieskończona. I takimi tempami szybko opróżniłam swoją beczkę do dna. Nic więcej nie miałam do zaoferowania.

Ostatecznie, pomimo wszystkich moich starań, dziadek zmarł, mąż odszedł z rodziny, córka porzuciła naukę. A mama wciąż mi wypomina, jak zostałam wykorzystana przez obcych ludzi. Dziękuję, że mnie z pracy nie wyrzucili. Zostawili z litości za wieloletnią sumienną pracę.

Zostałam, jak to się mówi, przy rozbitym korycie. Samotna, chora, starzejąca się baba. Bez swojego głównego zasobu – siebie.

Teraz zbieram siebie kropelka po kropelce, jak rtęć z rozbitego termometru. Sklejam, dodaję. Inwestuję. Ale nadal wydaje mi się, że w moim naczyniu jest dziura i wszystko, co do niego wlewam, wycieka z jakiegoś niewidzialnego dla mnie końca. Odbudowanie siebie okazało się bardzo trudne, nawet chyba niemożliwe. Na całe życie zostanę jak sklejona filiżanka, z niepewnie przyklejonymi do siebie częściami.

Życie dało mi mocną, dobrą lekcję.

Nie można nieskończenie czerpać z siebie – dla jakichkolwiek, nawet najszlachetniejszych celów. Zostaw sobie siebie. Gdy będziesz pusty – nic nie będziesz miał do zaoferowania innym, nawet najbardziej kochanym.

Jeśli wyczerpałeś się do dna, nie będziesz mógł pomóc swojemu dziecku i starym rodzicom. I twój ukochany mąż nie będzie szczęśliwy u twego boku.

Nie pozwól, aby twój zasób się wyczerpał, bo wtedy nie będziesz mógł nikomu pomóc. A bez twojej pomocy – nic nie będzie. Ciebie nie będzie. Najważniejsze – abyś miał się dobrze, reszta się doda.

Twój główny zasób to ty. Chroń go dla innych. Oto taki paradoks.

Spread the love