Dożyłam 65 lat i nigdy nie myślałam, że zostanę sama. Dzieci nawet nie chcą słyszeć, abyśmy żyli razem, a mi coraz trudniej

Mam już 65 lat. Męża pochowałam dawno temu. Na szczęście zdrowie pozwala mi nie iść na emeryturę. Wskazują mi, że powinnam ustąpić miejsca młodym, ale dokładnie wiem: wystarczy mi zamknąć się w domu – i rozpadnę się na niepotrzebne, po prostu się położę.

No ale co mam robić? Biegać po parku i gimnastykować się na drążkach nie mam zdrowia, na salony – emerytura nie wystarczy. Hobby są obecnie drogie.

Prosiłam syna, wprowadźcie się ze swoją żoną do mnie. Tylko niewiasta chce żyć swoją rodziną. A co ja im, nie rodzina?

Córka mówi to samo. Przyjeżdżają tylko czasem w odwiedziny, jeszcze proszą, aby uzgodnić wcześniej kiedy przyjadę, czy wygodnie. Oczywiście i porozmawiają, i poczęstują – a potem w pustym mieszkaniu jeszcze smutniej.

I co robić? Prosiłam, może kogoś z wnuków mi by oddali, niechby z babcią żył. Ale mówią mi, że sama muszę sobie radzić. A czy ja dużo chcę? Tylko trochę uwagi.

Oto taka smutna historia i kobieta sama uświadamia sobie: sytuacja poszła nie tak.

Ale czy naprawdę ludzie starsi nie mają żadnych radości, tylko droga na tamten świat?

Logicznie, to błędne podejście, inaczej wszyscy starzy masowo by odchodzili, jak tylko przyszedłby czas na emeryturę. Ale starsi ludzie znajdują w życiu sens i radość. I możliwości też wystarcza.

Oszczędzić na prosty smartfon, nawet na model dla starszych, można w kilka miesięcy – i oto masz już dostęp do rozmów, filmów, wideorozmów i programów edukacyjnych.

Znalezienie przyjaciół trudno, jeśli szukać właśnie przyjaciół, bo takiego ogłoszenia na stronie randkowej nie zawiesisz. Ale można pójść tam, gdzie spotykają się ludzie według zainteresowań: do klubu fotograficznego, do chóru weteranów, do grupy miłośników nordic walking. A tam już powoli budować relacje. A można ożywić stare.

Pomyślcie, ile mieliście przyjaciół i koleżanek, z którymi życie Was rozrzuciło? Nie wszyscy oni teraz są szczęśliwi, komuś też potrzebny jest przyjaciel.

I nie narzekajcie na dzieci, zrozumiałe, nikt nie porzuca starszych rodziców. Ale jedno to opiekować się nieporadnym, inne znosić emocjonalną rozwiązłość kapryśnej osoby, która chce zabrać sobie twoje życie i życie twoich dzieci.

Czy naprawdę życzylibyście swoim dzieciom takiego? A sami życzylibyście sobie dwudziestoletniej kapryśnej babci, która siedzi na głowie?

Spread the love