Mam już dość gości, postanowiłam więcej się z nikim u siebie w domu nie spotykać. I wam też radzę
Ostatnim razem zaprosiłam do siebie przyjaciół – i nagle zastanowiłam się, co ja robię? Niewdzięczna praca, oceńcie sami, może nie mam racji?
Popatrzcie, co się dzieje. Ktoś ma ochotę się rozerwać i idzie do was do domu. A to znaczy, że zaczynacie sprzątać w domu, mało tego, gdzie pójdzie i gdzie będzie musiał zajrzeć?
Myjecie i przebieracie wszystkie kąty, od razu i pilnie, chociaż upuszczona skarpetka poczekałaby trzy dni na zaplanowane sprzątanie. Ale jak nas przeraża, że ktoś ją zauważy, bo przecież oprócz nas nikt nie upuszcza skarpetek, a koty ich nie zaganiają do kąta dla zabawy.
Pilnie sprawdzacie, czy na suficie nie zagnieździł się pająk i przechodzicie z kijem-szmatką po wszystkich pokojach.
Czyszczecie sprzęt AGD, armaturę, naczynia i piekarnik. Idziecie do sklepu. Planujecie menu. Stoicie przy kuchence. Nakrywacie na stół… A potem bez sił siedzicie z tymi ludźmi i czekacie na ocenę.
Nie ma żadnej przyjemności po takim.
Za każdym razem martwić się, czy wszystkim smakuje? No w wieku 50 lat czas zrozumieć: nie wszystkim będzie smakować. Te same gołąbki, sushi, beshbarmak ktoś zawsze będzie dosalał. A inny w ogóle solonego nie je. I każdy uważa, mogłaś się bardziej postarać.
I ci sami ludzie bezceremonialnie wchodzą to do komputera, gdzie przechowywane są osobiste informacje, to do lodówki w nadziei zjeść jeszcze coś. A u was zostało jedzenia jak kot napłakał i liczyliście przetrwać do wypłaty.
I oto wstydzicie się wstać i zacząć zmywać naczynia, bo ktoś się za dużo napił i nie spieszy się iść. I żaden z nich nie zaproponuje pomocy w sprzątaniu!
Dość! Tylko kawiarnia i oddzielny rachunek. Albo wycieczka. Składamy się, każdy przynosi po sałatce.
Moi prawdziwi przyjaciele mnie zrozumieli. Teraz spotykamy się w kawiarni. W parkach. I nikt nie wie, ile skarpetek pod łóżko zaganiał mój kotek.
