Matka zgodziła się na cesarskie cięcie bez znieczulenia dla ratunku dziecka
Jestem z zawodu anestezjologiem, na pół etatu pracuję w szpitalu położniczym. Często uczestniczę przy cesarskich cięciach, zazwyczaj ta operacja nie różni się złożonością od ogólnych zabiegów chirurgicznych, najczęściej jest planowa, jedynym ograniczeniem w znieczuleniu jest użycie tylko epiduralnego (wprowadzanego przez kaniulę do rdzenia kręgowego, pacjentka pozostaje przytomna).
Spotykam różne przypadki, jako że nasz szpital położniczy to jedyny w okręgu. Jednak jedna historia zapadła mi w pamięć bardziej niż inne.
Pewnego razu przywieziono do nas kobietę karetką, około 30 lat. Podczas gdy była na USG, ratownik medyczny opowiedział nam:
– Mąż tej pani jest zazdrosny i nie pozwolił jej dojechać do szpitala, mówiąc, że nie ma co oddawać się w ręce obcych mężczyzn.
– A ona miała skurcze od 8 godzin, serce płodu ledwo biło. Położna próbowała przyjąć poród, kobieta błagała ją o wezwanie karetki, prawdopodobnie czymś ją przestraszyła.
Na stole mieliśmy zatrzymanie akcji porodowej, oderwanie łożyska i podwójne owinięcie. Tętno płodu było niskie, występowała hipoksja, poród zagrażał życiu matki i dziecka. Liczyła się każda minuta.
Rodząca pozostała przytomna.
Wprowadziłem kaniulę do rdzenia, podałem lek, ale znieczulenie zaczyna działać dopiero po 20 minutach od podania.
Odsunęliśmy się z chirurgiem na bok, miałem szaloną myśl:
– Ratujmy, dziecko – mówię, zginie na 100%, zanim zacznie działać znieczulenie.
– To kwestia sporna, nie rozumiesz?! – odpowiada on.
Wzruszyliśmy ramionami, wróciliśmy do stołu, zapytałem pacjentkę surowo:
– Znieczulenie zadziała dopiero za 20 minut, a do tego czasu już nie będzie kogo ratować.
– Możemy zacząć operację teraz, nie czekając, i z dużym prawdopodobieństwem uratujemy zarówno panią, jak i dziecko.
– Zgadza się pani na operację bez znieczulenia?
Kiwnęła mi, kiwnąłem chirurgowi. Przywiązaliśmy ją pasami do stołu, chirurg wziął skalpel i zrobił pierwsze cięcie. Łzy spłynęły po policzkach kobiety, odchyliła głowę do tyłu i usłyszeliśmy stłumiony krzyk.
Ale nie poruszyła brzuchem, bojąc się zaszkodzić dziecku. Trwała operacja…
Ciśnienie i puls rodzącej wzrosły. Lekarz zamówił krew jej grupy i kontynuował, a biedna matka wciąż jęczała i znosiła ból…
Chirurg wydobył dziecko, odwinął pępowinę dookoła jej szyi, usunął je i przekazał neonatologowi. Usłyszeliśmy pierwszy dziecięcy płacz.
Kobieta uśmiechnęła się ze szczęścia i ulgi, kontynuowaliśmy operację, teraz trzeba było zszyć ranę.
Znieczulenie zaczęło działać, i zakończyliśmy operację bez komplikacji.
To najjaśniejszy przykład heroizmu matki, po dwóch tygodniach wypisano ich z córką, a na swojego męża złożyła pozew za to, że nie pozwolił jej zwrócić się o pomoc do szpitala.
I wygrała.
