Gdy moje dzieci nieco podrosły, mąż odszedł do innej. Już pogodziłam się z myślą, że spotka mnie samotna starość, ale wtedy sąsiadka z działki zapoznała mnie z pewnym mężczyzną
Całe swoje życie poświęciłam dzieciom. Mam ich, nawiasem mówiąc, czworo. Zawsze pomagałam swoim dzieciom. Nigdy nie odmawiałam im w niczym. Gdy mój starszy syn postanowił się ożenić, też nie ingerowałam, choć synowa od razu mi się nie spodobała. Postanowiłam – to wybór syna, więc trzeba zaakceptować rzeczy takimi, jakie są.
Wkrótce syn i synowa mieli dwoje dzieci. Od razu powiem, że bardzo kocham wnuki i zawsze do nich przychodzę, kupuję im różne smakołyki, zabawki i ubrania. Ale synowa zawsze wita mnie z niezadowoloną miną. Przy spotkaniach powie: „Dzień dobry” i ucieka do innego pokoju. Nie, wiem, że są ludzie introwertycy. Nawet normalnie się do nich odnoszę. Ale u synowej to po prostu jakaś niekultura i brak szacunku do mnie. Wszystko to też znosiłam, wszystko dla kontaktu z wnukami.
Jestem ogólnie osobą towarzyską, lubiącą kompanię. Prawda, moje życie osobiste się nie ułożyło. Gdy moje dzieci trochę podrosły, mąż odszedł do młodszej i ładniejszej. A mnie zostawił z czwórką dzieci, nawet przestał im pomagać. W zasadzie, banalna historia. Przez wiele lat byłam sama, ciężko pracowałam, aby dzieci stanęły na nogi.
Myślałam, że spotka mnie samotna starość, ale wtedy moja sąsiadka z działki zapoznała mnie z pewnym mężczyzną. No i zakręciło się u nas. Okazało się, że mieszkamy kilka przystanków od siebie. Spotykamy się prawie codziennie. Mój Michał jest w moim wieku, dawno rozwiedziony. Bardzo mi z nim interesująco, dawno nie czułam się tak szczęśliwa. Michał proponuje zamieszkać razem i już prawie przyjęłam jego propozycję.
Ale wszystko to nie podoba się mojej synowej. Chodzi o to, że zawsze siedziałam z wnukami. Jestem na emeryturze, dorabiam – dzień przez trzy. Nawet gdy wracałam z doby, synowa zrzucała na mnie dzieci, a sama szła spać, chociaż sama nie chodzi do pracy. Wszystkie moje dzieci już żyją osobno. Tak, wyszło, że syn z żoną mieszka w sąsiednim bloku, więc z tymi wnukami siedziałam ja. A oto moje dzienne wyjazdy do Michała bardzo jej się nie podobały.
A wczoraj synowa wzięła i wyraziła mi, że lepiej byłoby, gdybym siedziała z wnukami, a nie śmieszyła ludzi. Że w moim wieku pora myśleć o duszy, a nie chodzić za mężczyznami. Ja też się nie powstrzymałam, wyraziłam wszystko, co się nazbierało. I o jej braku szacunku, i o tym, dlaczego powinnam ciągle siedzieć z wnukami, a jej matka przyjeżdża do córki tylko raz w miesiącu.
Pokłóciliśmy się, synowa prawie mnie wyrzuciła, bo się na mnie obraziła. Uważa, że nie mam prawa do życia osobistego. Już tydzień nie widziałam wnuków, nie odpowiada na moje telefony. Syn mówi, żeby dać jej czas. Ale ja już nie wiem, co robić. Mam prawo do szczęścia czy nie? Czy naprawdę muszę siedzieć z wnukami, a nie myśleć o sobie? Jak mogę pogodzić życie osobiste z obowiązkami wobec rodziny?
