Mam dosyć zachcianek rodziców mojego męża, a on ciągle ich broni

Jesteśmy z Tomaszem razem już wiele lat. W tym roku obchodziliśmy dziesiątą rocznicę ślubu. Mamy wspaniałą córkę, Zosię, która ma 8 lat. Nasze szczęśliwe życie przyćmiewają wizyty rodziców Tomasza, których on słucha bez zastrzeżeń.

Nie wiem, jakie było dzieciństwo Tomasza, przypuszczam, że było bardzo trudne. Z jednej strony dobrze, że tak szanuje swojego ojca i matkę, ale oni z każdym rokiem starzeją się, a z wiekiem zaczynają wpadać w dzieciństwo! Ale mąż nadal ulega wszystkim ich kaprysom.

Głównie, gdyby zapytać o rodziców Tomasza ich sąsiadów lub przyjaciół, to są to wspaniali, przyjaźni emeryci, zawsze pełni życia i przyjaźni! Tylko gdy ich odwiedzamy, wszystko się zmienia. Zmieniają się w chorych i nikomu niepotrzebnych staruszków, którym bardzo ciężko żyć i nikt im nigdy nie pomaga. I robią to tak wiarygodnie, że każdy, kto ich słucha – zapłacze ze współczucia.

W rzeczywistości mój mąż co weekend kupuje swoim rodzicom zapasy na tydzień. I niech Bóg broni, kupić nie ten rodzaj kiełbasy czy sera! Usłyszysz tyle, że pojechałbyś kupić inne nawet do sąsiedniego miasta. Tomasz stara się spełniać wszystkie życzenia rodziców. Pamiętam, jak sąsiadka opowiedziała mojej teściowej, że jej syn podarował jej jakiś masażer do pleców. Objechaliśmy całe miasto, aby zadowolić matkę Tomasza. Znaleźliśmy ten drogi masażer tylko w jednym sklepie. Zaproponowałam mężowi, żeby poszukać go w internecie, a nawet poczytać o tym urządzeniu. Może w ogóle nie będą z niego korzystać?

Mąż oburzał się, że zdrowie rodziców jest dla niego ważne i na pewno kupi im ten masażer. W końcu kupiliśmy, przywieźliśmy. Teściowa długo studiowała instrukcję, ledwo wytłumaczyliśmy jej, jak używać urządzenia. Gdy włączyli masażer, stwierdziła, że ją boli, a myślała, że masaż będzie przyjemny. Teść nawet spojrzał na cenę i skarcił nas, że nie umiemy prawidłowo wydawać pieniędzy, kupujemy jakieś bzdury. Ostatecznie drogi masażer leżał u nich bezużytecznie przez kilka miesięcy, a potem oddali go nam i zasugerowali sprzedaż. Sprzedaliśmy go za połowę ceny. Lepiej bym córce nowe buty i kurtkę kupiła! Byłoby więcej pożytku.

To samo było z wycieczkami do sanatorium. Teściowa stwierdziła, że bardzo potrzebują wyjechać na leczenie do sanatorium. Oczywiście nie było pieniędzy na wyjazd. Tomasz zaczął się krzątać, zbierać na sanatorium dla rodziców, całą premię tam zainwestował. A my sami nie co roku możemy zabrać dziecko nad morze, a tu znalazły się pieniądze na wyjazd! W końcu, gdy nadszedł czas na wyjazd, rodzice Tomasza się wycofali. Powiedzieli, że podróż będzie trudna, że odzwyczaili się jeździć gdziekolwiek, że lepiej pojadą na działkę, bo tam nikt nie będzie pilnował pomidorów. Po co więc zawracali głowę?!

Tak zawsze bywa, ale gdy potrzebujemy pomocy, choćby z opieką nad Zosią na kilka godzin, u teściowej zawsze znajdują się wymówki. Raz choruje, raz źle się czuje, raz na działkę, raz do szpitala. Zawsze nie ma czasu dla wnuczki. Raz zostawiliśmy jej Zosię na kilka godzin, a potem przez miesiąc wytykała Tomaszkowi, jakie mamy nieposłuszne i niesamodzielne dziecko i jak źle je wychowaliśmy.

Więc naszą córkę głównie zabieramy do mojej mamy, a do rodziców Tomasza staram się jeździć jak najmniej. I tak nic dobrego od nich nie usłyszysz. Ale Tomaszkowi niczego nie udowodnisz. Rodzice dla niego są święci i jeśli czegoś potrzebują, to on to wydobywa spod ziemi.

Spread the love