Moja babcia ma 80 lat i sama już nic nie może zrobić. Cała moja rodzina nie może dodzwonić się do mojej mamy, bo mieszka teraz we Włoszech. Rodzice mówią, że teraz ja muszę opiekować się staruszką. A ja nie chcę
Chociaż przykro o tym pisać, ale moja babcia była bardzo nieżyczliwą osobą, w niektórych momentach nawet za bardzo. Nam wszystkim było bardzo ciężko z nią.
Moja mama rozwiodła się z mężem, moim ojcem, bardzo wcześnie, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, ojca nie pamiętam wcale. Przeprowadziliśmy się wtedy do mojej babci, mamy mamy, kiedy miałam zaledwie 5 lat, i moim wychowaniem zajmowała się głównie ona.
Babcia była osobą bardzo trudną o trudnym charakterze. Do mnie, swojej małej wnuczki, miała cały list wymagań, miała być posłuszna i pracowita, ogólnie odnosiła się do mnie jak do dorosłej osoby. Miałam wrażenie, że nie miałam prawa do beztroskiego dzieciństwa.
Chociaż spędzałam z nią dużo czasu, to szczerze mówiąc, to nie pamiętam nic dobrego o mojej babci. Kiedy ludzie mówią, że chcieliby wrócić w przeszłość, to ja nawet nie chcę o tym pamiętać. Ja – za nic.
Mama nie mogła mi w niczym pomóc. Nie miała dokąd iść, na dworze stały dziewięćdziesiąte, nie było ani pieniędzy, ani pracy. Dlatego trzeba było pogodzić się z takim życiem. Babcia próbowała dowodzić mną i mamą, chciała, żeby wszystko było tak, jak ona tego chce. Chciała, żeby wszyscy przestrzegali tych zasad, które sama ustaliła w swoim domu.
Tak żyliśmy, na zewnątrz, oczywiście, udawaliśmy, że u nas wszystko jest w porządku. A komu było co mówić?
Kiedy chodziłam do piątej klasy, mama wreszcie poznała mężczyznę i przeprowadziła się z nim do mieszkania. Po roku zabrała mnie też do siebie.
Macocha, prawdę mówiąc, mnie nie kochała, ale też nie traktowała mnie źle. Po życiu z babcią, z którą cały czas dochodziło do nieporozumień, życie z macochą wydawało się po prostu bajką.
Babcia była przeciwna temu małżeństwu, mama po prostu skorzystała z okazji, żeby uporządkować swoje życie i żyć oddzielnie od swojej matki, z którą nam z nią bardzo ciężko się żyło.
Od tego czasu moja mama nie utrzymuje kontaktu z babcią. Do babci dzwonię głównie tylko ja jedna.
Około raz w miesiącu dzwonię, przed tym długo się nastawiam, potem – krótko o czymś opowiadam, ale to coś zupełnie nieistotnego. Szybko mówię coś radosnego, żeby nie słuchać negatywu. Opowiadam, tak zwano, o sukcesach, mimochodem interesuję się, jak sprawy u staruszki, i z ulgą kończę rozmowę, jakbym wykonała jakiś ciężki swój obowiązek.
Kilka razy w roku odwiedzam babcię z kwiatami i ciastem – gratuluję urodzin i Nowego Roku. Maksimum pół godziny. To wszystko. Ot takie mamy z nią kontakty.
Teraz w moim życiu wszystko układa się dobrze – mam kochającego męża, małe dziecko, doskonałe relacje w rodzinie. Niedawno wróciłam z urlopu macierzyńskiego, z mężem wzięliśmy mieszkanie na kredyt.
W zeszłym jesienią mojej babci stuknęło 80 lat. Do tej pory była całkiem żwawa, mieszkała sama, z gospodarstwem domowym w mieszkaniu w mieście radziła sobie całkiem dobrze. Ale ostatnio sprawy u niej poszły nie najlepiej, niestety.
Babcia już prawie nie wychodzi na ulicę sama, nie chce gotować, głównie leży, chociaż chodzić jeszcze może sama po swoim mieszkaniu.
Niedawno staruszce nie było dobrze – pomogli jej we wszystkim sąsiedzi. Obyło się. Ale już i teraz widać, że babci potrzebna jest pomoc. Sama już nie radzi sobie z niczym, nawet w domu.
Babcia ma bardzo wielu dalszych krewnych, którzy teraz dzwonią do mnie bez przerwy z wyrzutami! Z mamą moją nie mogą się skontaktować – mieszkają z mężem we Włoszech. A ja jestem zobowiązana. Babcia mnie wychowała, obiadami karmiła, do szkoły woziła, z lekcjami siedziała. I niby jak teraz powinnam oddawać długi. Dołączyć i opiekować się. A nie chcę!
Babcia nigdy mnie naprawdę nie kochała przez całe moje dzieciństwo. Zdołałam odpuścić tę urazę za jej zachowanie i stosunek do mnie, ale wybaczyć – nie mogę! Ale przy tym, oczywiście, jest i poczucie winy przed nią, rozumiem, że trzeba pomóc staruszce.
Dobrym rozwiązaniem byłoby zatrudnienie babci opiekunki, ale pieniędzy na to teraz zupełnie nie mam. Mam z mężem teraz małe dziecko i kredyt, dziecko często choruje, siedzę z nim cały czas, i nie mogę dużo zarabiać.
Jak być w takiej sytuacji? Czyżbym powinna i byłam zobowiązana do opieki nad staruszką babcią, czy też mam pełne prawo po prostu z niej zrezygnować – tym bardziej, jeśli na spadek po babci nie będę pretendować? Nie chcę ani babci, ani spadku. Ma córkę, moją mamę, która powinna się tym zajmować.
Co mi teraz robić?
