Zdecydowałam się zostawić moje mieszkanie mojej niebiologicznej wnuczce. Teraz mój syn i cała jego rodzina stanęli przeciwko mnie. Chyba powinnam była wcześniej pomyśleć, gdy potrzebowałam ich pomocy?

Ja już dawno jestem na emeryturze, nie jestem starą babcią, oczywiście, ale zdrowiem słabą. Z mężem większość życia spędziłam w miłości i dostatku. Jednak kilka lat temu go zabrakło. Zrozumiałam, że jestem bardzo samotna.

Oczywiście, mam syna Michasia. On też już dorosły: żona, córka Natalka, praca. Niestety, ani syn, ani wnuki z synową nie mają dla mnie czasu.

Tak się złożyło, że pomaga mi daleka kuzynka Ola – rówieśniczka mojej Natalki ze studiów. Sprawa polega na tym, że miałam starszego brata Antka. Charakterem poszedł w ślady dziadka. Brat często wpadał w różne tarapaty. Rodzice wielokrotnie wyciągali go z więzienia i różnych ośrodków wychowawczych. Robili wszystko, co możliwe, z tym nierozumnym synem: zamykali w domu, wozili do babć wróżek – wszystko na próżno.

Był łobuzem – taki był i niech Bóg mu wybaczy. W rezultacie, gdy Antek miał 27 lat, odszedł, pozostawiając żonę i córkę.

Żona nie przetrwała długo. Nie zajmowała się córką. A ta była tylko zadowolona: nie musiała chodzić do szkoły. W rezultacie dziewczynka zaszła w ciążę po jedenastym roku szkoły. Dowiedziałam się o tym, gdy zaproszono mnie do porodówki.

Do tego momentu byłam już babcią i opiekowałam się Natalką – moją wnuczką. Ale gdy zobaczyłam małą Olę w wózku, coś mnie tknęło w sercu. Była zupełnie inna niż matka.

Imienia ojca Oli nigdy nie poznaliśmy. Jednak, jak pokazał czas, charakter Oli również różnił się od reszty rodziny z strony Antka. Często zabierałam Olę do naszego mieszkania z mężem.

On nie miał nic przeciwko temu, że się opiekuję dzieckiem. Matka nie miała dla Oli żadnego zainteresowania. Albo pracowała całe dnie, albo chodziła na spacery. Kupowałam dziewczynce ubrania i żywność dla niemowląt.

Minął czas, często spacerowałam w parku z dwiema wnuczkami: Natalką i Olą. Ale starałam się nie dzielić dziewczynki. Bawiły się dobrze we dwie, nie kłóciły się i nie dzieliły zabawek.

A potem, gdy poszły do szkoły, Natalka z Olą przestały się ze sobą kontaktować. Mieli różne zainteresowania i rozumienie życia. Natalka mieszkała w pełnej rodzinie bez problemów materialnych, była rozpieszczana i kochana przez rodziców.

Ola natomiast musiała przebijać się wszędzie. Często była dręczona przez kolegów z klasy, a jej matka nigdy się za nią nie stawała. Gdy Natalka i Ola zostali studentkami, różnica między nimi stała się jeszcze bardziej widoczna.

Natalka odwiedzała mnie, w najlepszym przypadku raz na miesiąc na pół godziny. Opowiadała o tym, jak dobrze się ma, ćwierkając jak ptaszek, a potem szybko wracała do domu. Żadnego razu moja własna wnuczka nie zapytała: “Babciu, czym mogę ci pomóc? Czy potrzebujesz chleba czy leków? Może umyć podłogę?”.

Natalka nie uważała tego za konieczne, a ja wstydziłam się prosić ją o to. Natomiast Ola przyjeżdżała do mnie co weekend.

Od razu, po wejściu do mieszkania, brała w dłonie mop i bez prośby zaczynała wycierać kurze. Żadnego razu nie przyjechała z pustymi rękami. Ola świetnie pamiętała, że lubię herbatę z lawendą i cały czas ją kupowała.

Rozumiałam, że coraz bardziej przywiązuję się do tej dziewczynki i żałowałam, że moja własna wnuczka traktuje mnie znacznie gorzej. Ostatecznie przekonałam się o tym, gdy złamałam nogę zimą.

Nałożono mi gips od kolana do pięty. Zadzwoniłam do syna, żeby opowiedzieć mu o tym, co się stało.

“Mamo, może powinnaś leżeć kilka tygodni w szpitalu? Jak zamierzasz poruszać się po mieszkaniu?”, zapytał mnie Michał.

“Synku, nie chcę leżeć w szpitalnej sali. W domu i rodzinne ściany pomagają”, zaprotestowałam.

“Dobrze, jak powiesz”, odpowiedział mi syn i odwiózł mnie do domu. Przyjechała synowa z wnuczką Natalką.

Przyniosły mi jedzenie, posiedziały na ławce i pojechały do domu. Następnym razem Michał przyjechał po trzech tygodniach, gdy nadszedł czas, aby zdjąć gips.

Natomiast Ola odwiedzała mnie co drugi dzień. Gotowała, sprzątała i czytała mi książki na głos, pomimo że codziennie chodziła na zajęcia na uczelni. Nawet czułam się niezręcznie, że młoda dziewczyna dbała o mnie jak o dziecko.

Gdy powiedziałam o tym Oli, westchnęła: “Co Ty takiego mówisz, babciu?! Tyle dobrego dla mnie zrobiłaś: zawsze mnie miło przyjmowałaś. Teraz w końcu mogę odwdzięczyć się dobrem za dobro”.

No, jak można nie kochać tej dziewczynki? Po miesiącu od zdjęcia gipsu zebrałam dokumenty i pojechałam do notariusza. Postanowiłam: przepiszę mieszkanie na Olę. Oto tylko Michał z Natalką oburzyli się z tego powodu.

Oczywiście, nikomu nic nie powiedziałam o dokumentach. Syn sam rozpoczął rozmowę: “Mamo, Natalce dobrze by było mieć swoje własne mieszkanie. Może przeprowadzi się do twojego mieszkania, a my kupimy ci mniejsze”.

“Przepraszam, Michasiu, ale nic z tego nie wyjdzie. To mieszkanie zostanie Oli”.

“Mamo, co ty mówisz?! Jakiej Oli? Tej obcej?! – wrzasnął syn.

“To nie jest obca, tylko moja wnuczka” – spokojnie odpowiedziałam. – “I wiele mi pomaga”.

“A ona to robi tylko dla mieszkania. Czy naprawdę tego nie widzisz?” – dałej przekonywał Michał. Po nim przyjechała do mnie Natalka, której nie widziałam od kilku miesięcy.

“Babciu, naprawdę chcesz mnie zostawić na ulicy?” – zagłosowała wnuczka.

“Dlaczego od razu ‘na ulicy’? Twoi rodzice mają mieszkanie. Jesteś ich jedynym dzieckiem, zostanie ci w spadku” – odpowiedziałam.

Po tym Natalka zaczęła płakać. Mówiła, że tylko ona, Natalka, kocha i ceni swoją babcię. Ale takimi spektaklami mnie nie poruszy.

Nie zamierzam zmieniać swojej decyzji. Powiedziałam Oli, że mieszkanie będzie należeć do niej w przyszłości. Nie zgodziła się przyjąć mojego prezentu. Później się pogodziła, ale nadal nie przestała odwiedzać i odwiedza mnie.

Natomiast syn i wnuczka zniknęli. Michał oświadczył, że nie stanie już w moim mieszkaniu. Właściwie wcześniej też tak było. Niczego nie straciłam.

Spread the love