Tak się ułożyło, że od kilku lat mieszkamy z mężem razem z moją teściową, Anną. Któregoś dnia zadzwoniła do nas i powiedziała, że w jej mieszkaniu jest zimno, pusto i strasznie samotnie. Z teściową zawsze miałam poprawny, spokojny kontakt, więc bez wahania zgodziłam się, żeby przeprowadziła się do nas. Jakoś naturalnie podzieliłyśmy się domowymi obowiązkami i przez długi czas wszystko wyglądało naprawdę dobrze

Po ślubie mieszkaliśmy osobno, potem udało nam się kupić własne mieszkanie i zbudować życie na spokojnych, stabilnych zasadach. Dzieci dorosły, założyły rodziny i wyniosły się na swoje. A my, jak to małżeństwo po pięćdziesiątce, zostaliśmy tylko we dwoje i postanowiliśmy zabrać do siebie Annę, żeby nie była sama.

Teściowa coraz częściej skarżyła się, że źle się czuje, że wieczorami cisza w jej dużym mieszkaniu aż przytłacza. A że między nami nigdy nie było większych konfliktów, zgodziłam się od razu. Powiedziałam mężowi, żeby ją przywiózł.

Na początku było idealnie. Żadnych pretensji, żadnych prób ustawiania się nawzajem. Zwykły, zdrowy podział obowiązków i pełne zrozumienie. Dzięki temu ja zaczęłam mieć trochę więcej czasu dla siebie – wróciłam do szycia na zamówienie. Nie były to wielkie pieniądze, ale zawsze jakaś pomoc do domowego budżetu. Szyłam też dla teściowej – kilka rzeczy nosi do dziś.

Przez kilka lat żyliśmy spokojnie, bez napięć. Miałam swoją małą bazę klientek, zamówienia spływały regularnie, wszystko układało się dobrze. Aż do momentu, kiedy zaczęłam zauważać u Anny rzeczy, których wcześniej nie było.

Nagle coraz częściej „zapominała” o swoich obowiązkach. Nie buntowała się, ale robiła to po cichu, tak jakby „niewinnie”. Ja, wracając z pracy, planuję wieczór: ile czasu zostanie mi na szycie, ile na dom. A ona mówi, że wszystko zrobi — po czym znika w pokoju i następnego dnia udaje bardzo zaskoczoną, że „jej się zapomniało”.

Mnie nie chodzi o to, że nie chcę czegoś zrobić. Ale gdy ja daję ludziom słowo, że coś oddam na czas, a potem muszę nadrabiać jej zaległości, to cały mój plan bierze w łeb. Ludzie czekają, a ja siedzę do nocy nad robotą, którą wcześniej robiłyśmy razem.

Kilka razy próbowałam rozmawiać z nią spokojnie. Rozmawiałyśmy jak kobieta z kobietą. Ona tylko słodko się uśmiechała i zapewniała, że bardzo się stara. Kiedy zaproponowałam, żeby odpuściła obowiązki, jeśli to dla niej za ciężkie — obraziła się śmiertelnie. Chodziła po domu zasmucona, wzdychała przy mężu, że ją „wytykam” i „ciągle mam pretensje”.

Czułam się, jakbym zabierała dziecku ulubioną zabawkę. Przez tydzień teściowa chodziła naburmuszona, a mój mąż patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby pytał: „Po co ty wszystko chcesz robić za nią?”

A teraz Anna coraz częściej narzeka na samopoczucie. Ale ja przecież nie proszę jej o nic ciężkiego. Chcę tylko, żeby czasem mnie wsparła — tak, jak to robiła wcześniej. Widzę, że jest w dobrej formie, świetnie się trzyma, nie jest jeszcze taka stara, ale jakby nagle odsunęła się ode mnie. I nie mam pojęcia dlaczego.

A ja tylko chcę dorobić te parę groszy. Staram się przecież dla nas wszystkich.

Spread the love