Z całego majątku wspólnego nasi rodzice mieli tylko dwupokojowe mieszkanie w bloku z wielkiej płyty. Po czterdziestu latach małżeństwa postanowili się rozwieść. Teraz mama zamieszka u mnie, a tata — u mojej siostry. Podejmując tę decyzję, nie pomyśleli ani o nas, ani o naszych rodzinach
Najpierw zadzwoniła mama i powiedziała, że składa pozew o rozwód. Myślałam, że żartuje — przecież ma już 65 lat! Ale potwierdziła: dłużej tak żyć nie zamierza. Wieczorem zadzwoniłam do taty, zapytałam, co się stało — i usłyszałam dokładnie to samo: rozwód będzie.
Ich relacje zawsze były… włoskie. Głośne kłótnie, wzajemne pretensje, trzaskanie drzwiami. Od dziecka pamiętam, że w naszym domu nigdy nie było cicho. Ale oni tak mieli — długo się nie gniewali, po paru godzinach już się godzili. My z siostrą zdążyłyśmy się do tego przyzwyczaić i nawet nie zwracałyśmy na to uwagi. Kto by pomyślał, że na starość naprawdę się rozstaną?
Czy to wiek, czy nadmiar emocji — nie wiem. Ale po kolejnej sprzeczce postanowili rozejść się na dobre. Ktoś coś powiedział nie tak, a starsi ludzie są przecież wrażliwi jak dzieci. W papierach napisali: „niezgodność charakterów”. Po czterdziestu latach małżeństwa!
Wspólny majątek — tylko to jedno mieszkanie w bloku. Dawno je razem sprywatyzowali. My z siostrą mamy już własne rodziny, swoje mieszkania. A oni właśnie tej dwójki nie potrafią podzielić. Rozdzielić można by ją tylko na dwa pokoiki gdzieś na obrzeżach Warszawy. Ale jak starsi ludzie mają mieszkać po komunalkach, dzieląc kuchnię i łazienkę z obcymi? Na to się z siostrą nie zgodziłyśmy. Udało się ich przekonać.
Potem wymyślili, że sprzedadzą mieszkanie, podzielą pieniądze i kupią sobie osobno coś nowego, w inwestycji deweloperskiej. Ale przecież nowe budynki będą oddane za kilka lat. A jeśli coś im się stanie, to my będziemy musiały spłacać ich kredyty — a same nie zarabiamy kokosów.
Rodzice więc uznali, że na razie zamieszkają u nas: tata u mojej siostry, mama u mnie. Nie zapytali nas o zdanie. Nie interesuje ich, że mamy swoje rodziny, dzieci, własne życie. W praktyce oznacza to, że będę musiała wprowadzić mamę do pokoju dziecka. A gdzie ono będzie odrabiać lekcje? Same problemy i niewygody.
Jest jeszcze inny pomysł: sprzedadzą mieszkanie, podzielą pieniądze i przeprowadzą się do nas, przekazując nam swoje udziały. Ale to oznacza, że już na stałe będziemy z nimi mieszkać. A nasi mężowie… cóż, nie są tym zachwyceni.
Jak przekonać rodziców, żeby nie sprzedawali mieszkania? Jeśli chcą się rozwieść — niech się rozwodzą, proszę bardzo. Ale po co od razu się rozdzielać? Rozmawiam z każdym osobno — i oboje niby nie mają nic przeciwko pogodzeniu się, tylko „druga strona powinna pierwsza przeprosić”. Jak dzieci! Chciałoby się ich wziąć za ręce i posadzić przy jednym stole.
A nasi mężowie już są spięci. Bo co, jeśli u jednego zamieszka teściowa, a u drugiego teść? Jak zachować spokój w trzech domach naraz? I jak powstrzymać rodziców, żeby nie zrobili największego błędu swojego życia?
