Nadano mi imię po babci – Karolina. Zawsze bardzo je lubiłam, dlatego gdy dowiedziałam się, że spodziewam się dziewczynki, od razu wiedziałam, że nazwę ją Karoliną. Ale moja najlepsza przyjaciółka urodziła córeczkę dwa miesiące wcześniej i… też nazwała ją Karoliną. Nie tylko zabrała imię mojej córce, ale w pewnym sensie zdradziła również naszą przyjaźń

Z Laurą przyjaźniłyśmy się od dzieciństwa. Była dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką — traktowałam ją jak siostrę. Ona była jedynaczką, ja również nie miałam rodzeństwa, więc zbliżyłyśmy się do siebie bardzo. Dzieliłyśmy się wszystkim, wspierałyśmy w każdej sytuacji. Wiedziała, że nie przepadam za swoim imieniem, że dostałam je po babci, ale zawsze mówiłam jej, że uwielbiam imię Karolina i że jeśli kiedyś będę miała córkę, tak właśnie ją nazwę.

Tak się złożyło, że obie wyszłyśmy za mąż w tym samym roku — ona latem, ja jesienią. Gdy zaszłyśmy w ciążę, cieszyłyśmy się razem. Ona urodziła pierwsza, dwa miesiące przede mną. A kiedy powiedziała, że nazwała córkę Karoliną — dosłownie mnie zatkało.

Nie powinnam się denerwować, ale nie mogłam powstrzymać łez. Czułam ogromny żal. Laura dzwoniła, przepraszała, tłumaczyła, że nie pomyślała, iż to dla mnie aż tak ważne. Zaprosiła mnie nawet, żebym została matką chrzestną jej córeczki. Odmówiłam.

Początkowo się obraziła, ale potem zadzwoniła z życzeniami po narodzinach mojej córki, jakby nic się nie stało. Co więcej, zasugerowała, że chętnie zostałaby chrzestną mojej Karoliny!

Nazwę jednak zostawiłam. Od lat marzyłam o córeczce Karolinie, więc nie miałam zamiaru zmieniać planów tylko dlatego, że moja przyjaciółka postanowiła mnie „ubiec”. Mąż próbował mnie przekonać, żebym wybrała inne imię, twierdził, że to drobiazg, nie powód do kłótni. Ale dlaczego to ja miałabym się dostosowywać? To ja pierwsza o tym mówiłam, a ona doskonale o tym wiedziała!

Gdyby wcześniej wspomniała, że też chce nazwać córkę tak samo — pewnie byśmy to omówiły i nie byłoby problemu. Ale ona po prostu postawiła mnie przed faktem dokonanym, jeszcze dodając: „Przecież już jest jedna Karolina, może ty wymyślisz coś innego?”. To zabolało najbardziej.

Dziś mamy kontakt, ale sporadyczny — czasem zadzwoni, czasem napisze. Proponuje wspólne spacery z dziećmi, ale mnie trudno patrzeć na jej córeczkę, choć wiem, że to nie jej wina.

Nasze dziewczynki mają już po trzy lata. A ja wciąż nie potrafię się z tym pogodzić. Bo Laura nie tylko zabrała imię mojej córce.
Odebrała mi coś więcej — zaufanie i przyjaźń, którą uważałam za siostrzaną.

Spread the love