Ostatnio staram się ze wszystkich sił przypodobać teściowej: pędzę po pracy prosto do domu, żeby zdążyć posprzątać, zrobić pranie i przygotować kolację dla wszystkich. Rozumiem, że to moja wina, bo nie pilnowałam swoich spraw, ale teraz już za późno coś zmieniać – wszystkie dokumenty są na nią. Nie dopilnowałam finansów
Jestem mężatką od ponad dziesięciu lat, wychowujemy z mężem dwoje dzieci. Zawsze myślałam, że mam dobrą rodzinę i udane małżeństwo. Nawet nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatnio poważnie się kłóciliśmy. Owszem, bywały drobne spięcia, ale szybko przechodziły. Żyliśmy jak większość – bez wielkich luksusów, ale też bez większych problemów.
Po ślubie zamieszkaliśmy u mamy mojego męża. Sama mieszkała w trzypokojowym mieszkaniu, a nas na własne lokum nie było wtedy stać. Typowa sytuacja dla młodych. Myśleliśmy, że to tylko na chwilę, że później będzie lepiej.
Z teściową relacje mieliśmy raczej poprawne. Nie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale traktowałyśmy się serdecznie i z szacunkiem. Dopiero po latach zrozumiałam, że mój mąż jest klasycznym maminsynkiem. Bardzo kocha swoją mamę, a ona widzi w nim całe swoje życie i przyszłość. Niby nic nadzwyczajnego – w Polsce takich historii nie brakuje. Przyzwyczaiłam się.
Kilka lat temu udało nam się kupić samochód. Odkładaliśmy pieniądze wspólnie i wreszcie spełniliśmy marzenie. Cieszyłam się jak dziecko – koniec z tłoczeniem się w autobusach z dziećmi na rękach! Mąż mógł mnie wozić do pracy, a dzieci do szkoły. Komfort, o jakim marzyliśmy. Ale radość przyćmiło jedno: mąż zarejestrował samochód na swoją mamę. Byłam zaskoczona. Po co robić sobie dodatkowe kłopoty z pełnomocnictwami? Nie rozumiałam tego.
Byłam jednak zbyt szczęśliwa, żeby się sprzeczać. Pomyślałam: „Jego pieniądze, jego decyzja”. Ja pracuję na pół etatu, zarabiam niewiele, a cała domowa robota i tak spada na mnie. Skoro tak chciał – trudno.
Ale kilka miesięcy temu wydarzyło się coś znacznie poważniejszego. Kupiliśmy mieszkanie. Własne, wymarzone! Tyle lat czekałam na ten moment, marzyłam, żeby wreszcie urządzić się u siebie. I znów spotkał mnie cios – mąż zapisał mieszkanie na swoją matkę.
Byłam w szoku. Dlaczego znowu tak zrobił? Czemu nie na siebie, a tym bardziej nie wspólnie? Co to ma znaczyć? Nie ufa mi? A może planuje rozwód? Myśli kłębiły się w głowie, a ja nie znajdowałam żadnego logicznego wytłumaczenia.
Jedna myśl powracała: on się zabezpiecza, żeby w razie rozwodu zostać z całym majątkiem, a mnie zostawić bez niczego. Jak mógł tak postąpić? Przecież jesteśmy rodziną! Zawsze byliśmy zgodni, czy on naprawdę uważa inaczej? Nie wiem, jak mam reagować. Z jednej strony nie chcę się kłócić, z drugiej – trudno milczeć. Mam przecież dzieci, o które muszę myśleć.
Mąż dobrze zarabia, ja dużo mniej. I teraz każdego dnia zastanawiam się, jak dogodzić jemu i teściowej, żeby nie psuć relacji. Bo jeśli coś pójdzie nie tak, zostanę z niczym. Myślę, że zrozumiałam wszystko zbyt późno. Teraz już nie mogę nic zrobić. Za późno.
