Nie polubiłam synowej od pierwszego spotkania. Z ubogiej rodziny, jakaś taka cicha i nieśmiała. Na swoim skromnym weselu siedziała cichutko, piła sok i spuszczała wzrok. Swatowie kłócili się z własną rodziną. W domu nic nie potrafiła zrobić. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam im, żeby się wynosili. Spakowali rzeczy i wyprowadzili się

Na początku się cieszyłam: wysprzątałam mieszkanie, wywietrzyłam je porządnie. Ale potem zobaczyłam zdjęcia syna w mediach społecznościowych: mieszkają w jakimś maleńkim pokoiku, ale uśmiechnięci, tacy pogodni. Na stole rodzinna kolacja: sucha kasza gryczana, dziecko z butelką mleka, kilka jabłek. Widać, że bieda aż piszczy. Zaczęłam pisać do syna – że mogę im pomóc pieniędzmi, że nawet za synową zatęskniłam i że niech wrócą. Ale oni nie chcą mnie znać.

Dziś wiem, jak głupio się zachowałam. Teraz płaczę i nie wiem, jak odwrócić tę sytuację, którą sama własnymi rękami zepsułam. Jeszcze dwa miesiące temu byłam przekonana, że dobrze zrobiłam – a teraz serce pęka z żalu. I wstyd mi za swoje zachowanie, i przeprosić syna nie mam jak. Chciałabym zacząć wszystko od nowa.

Mój syn jest jedynakiem. Rozwiodłam się z jego ojcem, gdy miał pięć lat. Ojciec znalazł inną i wyjechał z miasta. Potem przez pewien czas żyłam w nieformalnym związku, ale i ten mężczyzna odszedł – wciąż mu przypominałam, że mieszka w MOIM domu i co ma robić od rana do wieczora. Wytrzymał, ile mógł, a potem spakował się i odszedł. Nie przejęłam się zbytnio – miałam syna do wychowania, chciałam dać mu wykształcenie, a na miłość nie było miejsca.

Syn jednak nie był chętny do nauki. Ukończył technikum samochodowe, odbył służbę wojskową, a potem długo nie szukał pracy. Dopiero gdy oznajmił, że się żeni, nagle wziął się za robotę. Dziewczyna była w ciąży. Byłam w szoku i wmawiałam mu, że dziecko nie jest jego – bo jak to, pół roku znajomości i od razu ślub? Ale on był pewien swojego.

Synowa od początku mi się nie spodobała. Widać było, że z biednej, wielodzietnej rodziny, skromna, cicha, siedziała na weselu z brzuszkiem i patrzyła w podłogę. Swatowie pili i kłócili się między sobą – atmosfera była przykra. Najpierw młodzi mieszkali u jej rodziców, bo bała się mnie. Ale gdy dziecko się urodziło, syn poprosił, by mogli zamieszkać u mnie – bo u tamtych było zbyt ciasno i głośno.

Zgodziłam się, ale szybko pożałowałam. Z dzieckiem w domu zrobił się chaos, a ja kocham porządek. Wracałam z pracy – brudno, nieposprzątane, naczynia nieumyte. Najpierw sama to nadrabiałam, potem zaczęłam zwracać uwagę. Synowa niby sprzątała, ale wszystko niedokładnie. Syn się obrażał, że czepiam się młodej matki. Nawet wnuk mnie nie rozczulał – krzyczał dniami i nocami, nie mogłam ani się wyspać, ani odpocząć.

Z przemęczenia w pracy zaczęłam popełniać błędy. Szef wezwał mnie na rozmowę, zrobił awanturę. Wracałam do domu jeszcze bardziej rozdrażniona. W końcu nie wytrzymałam: chwyciłam porozrzucane rzeczy, rzuciłam im do pokoju i krzyknęłam, żeby w ciągu doby się wynieśli. Syn próbował mnie uspokoić, ale byłam nieugięta. Następnego dnia wyprowadzili się do jakiejś babci, która wynajęła im kąt.

Na początku odetchnęłam. Wysprzątałam mieszkanie, przespałam się w ciszy. Potem spróbowałam zadzwonić do syna, pogadać – ale nie odbierał. Synowa też nie. Od znajomych dowiedziałam się, że wynajęli pokój i jakoś sobie radzą. Czas mijał, a syn nie chciał mieć ze mną kontaktu.

Dziś patrzę na ich zdjęcia w internecie – ciasnota, bieda, ale na ich twarzach uśmiech. Nawet za synową zatęskniłam. Piszę, że pomogę im finansowo, że chcę, by wrócili. Ale oni milczą.

Nie wiem, jak ich odzyskać. Gotowa jestem znieść i bałagan, i płacz wnuka, byle tylko nie żyć w samotności. Całymi dniami myślę tylko o nich. Co zrobić, żeby do mnie wrócili? Doradźcie, proszę!

Spread the love