Rodzice od lat narzekali, że nie starcza im pieniędzy na życie, a tymczasem… siostrze na wesele podarowali mieszkanie
Mama od pięciu lat powtarzała mi, jak ciężko im się żyje. Emerytura marna, tata ma tylko pół etatu, a wszystko takie drogie. I te skargi słyszałam tylko ja – najstarsza, ta „odpowiedzialna”, co już pracuje i ma pomagać. Bo przecież dziecku trzeba pomóc.
Siostra w tym czasie studiowała, mieszkała sobie beztrosko, rodzice opłacali jej uczelnię i dorzucali na życie. Ja milczałam, bo kiedyś też mnie utrzymywali, więc nie miałam prawa się obrażać. Nawet siostrze czasem dawałam kieszonkowe – w końcu studenckie lata są po to, by je przeżyć lekko.
Między nami jest trzynaście lat różnicy. Ja od dawna na swoim – praca, kredyt, własne mieszkanie. Ona dopiero co skończyła studia i szybko postanowiła wyjść za mąż.
Rodzice oczywiście nie mogli jej pomóc finansowo w przygotowaniach, bo przecież „nie mają wolnych pieniędzy” – skoro co miesiąc wspieram ich ja. Więc to ja dorzuciłam się do sukni, fotografa i wodzireja, a resztę kosztów wzięli na siebie rodzice pana młodego. A jeszcze przed weselem musiałam rodzicom kupić eleganckie stroje, bo oni „naprawdę nie mieli grosza”.
Wydawało mi się, że zrobiłam naprawdę dużo – oprócz wydatków dałam siostrze w prezencie sto tysięcy rubli. Liczyłam, że to będzie prezent wspólny – mój i rodziców, żeby ich nie stawiać w niezręcznej sytuacji.
Ale podczas wesela mama podniosła kieliszek i ogłosiła:
— A żeby młodzi mieli gdzie wić gniazdko, dajemy im w prezencie mieszkanie!
I wyciągnęła klucze.
Nie wiem, kto był bardziej w szoku – ja czy reszta sali. Rodzice przez lata jęczeli, że nie mają na chleb, a w tajemnicy kupili siostrze mieszkanie?!
Było mi przykro. Gdy ja brałam kredyt na swoje mieszkanie, nie dostali się nawet groszem na wkład własny, bo „nie mieli”. A teraz okazało się, że potrafili wyłożyć tak ogromne pieniądze i jeszcze mnie naciągnęli na stroje i inne wydatki.
Nie chodzi już o samą kasę. Bardziej o to, że poczułam się oszukana. Jakby ktoś mnie zwyczajnie zrobił w balona.
Od wesela minął miesiąc. Nie zadzwoniłam do rodziców ani razu, bo wiem, że nie wytrzymam i powiem im rzeczy, których później mogłabym żałować. Oni też się nie odzywają. Widocznie mają się świetnie.
