Moja teściowa od samego początku patrzyła na mnie krzywo. Ustawiła przeciwko mnie całą rodzinę męża. Kiedy urodziła się nasza córeczka, jedyną osobą, która przyszła ją zobaczyć, była babcia mojego męża. Była bardzo poruszona i podarowała nam mieszkanie. Teściowa nie mogła tego przeboleć. Do dziś ze sobą nie rozmawiamy – i nie mam pojęcia, jak to zmienić
Jeszcze zanim wzięliśmy ślub, wiedziałam, że nie pała do mnie sympatią. Gdy spotykałam się z jej synem, już wtedy sprowadzała do domu koleżanki z pracy – częstowała je herbatą, opowiadała, jaki to jej syn wspaniały, uśmiechnięta, miła, serdeczna… ale nie dla mnie. O tym, co naprawdę o mnie myśli, dowiedziałam się dopiero dużo później.
Instynktownie czuła, że między nami to coś poważnego. I chyba nie chodziło o to, z kim on będzie – tylko żeby nie ze mną. Nigdy mnie nie zaakceptowała. Całą rodzinę nastawiła przeciwko mnie. W ich domu nigdy mnie nie zaproszono.
Kiedy dowiedziała się, że oświadczył mi się i składamy dokumenty w urzędzie stanu cywilnego, schowała jego dowód osobisty. Ślub prawie się nie odbył – w ostatniej chwili mąż odebrał od niej dokumenty.
Samą uroczystość wspominam z bólem. Mijając mnie, jego mama szeptała różne obelgi. Potem jeszcze powiedziała mojej mamie, że ani mnie, ani jej nie szanuje, bo jabłko od jabłoni daleko nie spada. To było przykre. Mama milczała – nie chciała psuć nam święta.
Po ślubie pisała do mojej mamy pełne jadu wiadomości. Mama nie mówiła mi o tym, żeby mnie nie martwić – wiedziała, że i tak nie mamy łatwo.
Kiedy okazało się, że jestem w ciąży (jeszcze przed weselem), teściowa twierdziła, że to nie dziecko jej syna. Radziła poczekać i zobaczyć, do kogo będzie podobne. Ale mój mąż wierzył mi bezgranicznie i nie słuchał jej insynuacji.
Mieszkaliśmy osobno, ale to jej nie powstrzymywało. Przychodziła do mnie, kiedy męża nie było w domu, i urządzała awantury na cały blok. Mąż zawsze stawał w mojej obronie, nieraz mocnym słowem musiał ją przywoływać do porządku. A winna wszystkiego i tak byłam ja – bo to przeze mnie, jak mówiła, „syn rozmawia z matką w taki sposób”.
Kiedy urodziła się nasza córeczka, tylko babcia przyszła do szpitala. Od razu znalazłyśmy wspólny język. Bardzo pokochała swoją prawnuczkę i w przyszłości podarowała nam mieszkanie. Ten gest rozwścieczył teściową jeszcze bardziej. Twierdziła, że zmanipulowałam babcię, by oddała nam swój majątek.
A kiedy na prośbę babci przychodziłam z córeczką, żeby mogła się nią nacieszyć, zaraz wpadała siostra męża i oskarżała nas, że babcia jest stara i schorowana, a my tylko „podrzucamy dziecko, byle się pozbyć obowiązku”.
Dziś ani ja, ani mąż, ani córka nie utrzymujemy z nią kontaktu. I nie mogę tego pojąć – naprawdę nie chce przytulić wnuczki, odwiedzić syna, zwyczajnie porozmawiać? Ile to jeszcze może trwać? Przecież dawno udowodniliśmy, że nasz związek opiera się na miłości. Po co wciąż brnąć w ten chłód i wrogość?
Jestem gotowa jej wszystko wybaczyć. Dla dobra córki i męża mogłabym się z nią pogodzić. Ale jak to zrobić – tego naprawdę nie wiem.
